FC Barcelona

czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział 4



Cesc otworzył oczy i jęknął cicho. Jak mocno łupało go w głowie. O dziwo nie dlatego, że za dużo  wypił, ale z niewyspania. Nie potrafił myśleć o niczym innym, jak o wczorajszym wybuchu Isabelle. Przez całą noc próbował zrozumieć, co się wydarzyło i dlaczego w ogóle coś takiego się stało, jednak nie potrafił znaleźć wytłumaczenia. Zasnął dopiero nad ranem, tylko dlatego, że nie miał już siły myśleć o tej sytuacji. A i tak nawet kiedy spał, miał ją przed oczami. Piękną, poruszającą się w rytm muzyki tylko dla niego. Cesc zaczynał dochodzić do wniosku, że wpadł w obsesję. Jeszcze nigdy o kimś tak wiele nie myślał. No chyba że o siostrze, którą kochał nad życie.
Myślał całą noc i nadal nie znalazł rozwiązania. Przeanalizował całe swoje zachowanie w poszukiwaniu powodu, przez który ona go nienawidzi i nic. Nie widział niczego, co zrobił źle. Nawet kiedy tańczyli nie dał jej do zrozumienia, jak wiele dla niego znaczy. Pozostawało mu przyjąć, że Isabelle wybuchła na niego tak po prostu, sama z siebie. Nie potrafił jednak pogodzić się z takim wytłumaczeniem. Za jej zachowaniem musiało kryć się coś głębszego i Cesc miał zamiar to odkryć.
Zwlókł się z łóżka i ubrał wczorajsze rzeczy do biegania. Wczoraj zapomniał je oddać do prania, a dzisiaj nie miał siły szukać czystych. Trudno, wytrzyma jeden dzień w ubraniach śmierdzących jego potem. Dla niego bieganie było najlepszym lekarstwem na wszystko. Pewnie gdyby nie został piłkarzem, skończyłby jako biegacz górski albo ktoś taki jak Kilian Jornet, jeden z najlepszych sportowców, jakiego znał.
Wychodząc z pokoju, nawet nie spojrzał na zegarek, ale musiało być jeszcze wcześnie, bo w hotelowym holu nie było prawie żywej duszy. Cieszyła go taka sytuacja, im mniej ludzi widzi go w takim stanie, tym lepiej. Nawet jeśli ma wakacje i może wyglądać niczym skacowany. Nastawił zegarek i pulsometr i spokojnym truchtem skierował się na plażę. Zapowiadał się naprawdę gorący dzień, mimo takiej wczesnej pory słońce już raziło go w głowę. Zatrzymał się nad brzegiem, zdjął siatkowaną koszulkę i zawiesił ją sobie na głowie, by chroniła go przed promieniami słonecznymi. Tak ubrany ruszył w dalszą drogę.
Nie zwracał uwagi na to, gdzie biegnie, jednak jego podświadomość sama podjęła za niego decyzję w sprawie wyboru trasy. Nogi same poniosły go tam, gdzie wczoraj. Na ten sam kawałek plaży, przed domkiem Isabelle. Zatrzymał się zaskoczony, przetarł dłonią spocone czoło i wyłączył zegarek. Mimo tak wczesnej pory nie był tu sam. Dostrzegł drobną postać siedzącą na piasku i wpatrującą się w wodę. Wystarczyło mu  jedno spojrzenie, by wiedzieć kto to jest. Ona. Los najwyraźniej mu dzisiaj sprzyjał.  Zdjął buty, wziął je w dłoń i ruszył przez piasek w jej stronę. To była jego szansa, by to dowiedzieć się, o co jej wczoraj wieczorem chodziło i by to wszystko naprawić. To była jego kolejna szansa, by z nią porozmawiać. Tym razem zrobią to jak normalni ludzie, żadnych krzyków, zero tańca, po prostu rozmowa.
Zbliżył się do Isabelle i od razu uśmiechnął. Jeszcze go nie zauważyła, wykorzystał więc okazję, by się jej przypatrzeć z bliska. Jej długie loki rozwiewała delikatna bryza. Na sobie miała długą sukienkę, a na ramiona, mimo gorącej pogody, zarzuciła sweter. Wyglądała na przybitą. Wywnioskował to, kiedy spojrzał na jej podpuchnięte i czerwone oczy. Na pewno płakała.
Usiadł obok niej na piasku, tak że stykali się kolanami. Nie odezwał się, czekał, aż dotrze do niej, że nie jest już sama. Isabelle otworzyła w końcu zamknięte oczy i powoli obróciła głowę w stronę Cesc. Jej twarz wykrzywił grymas.
- Cześć Is – piłkarz uśmiechnął się do niej.
- Co tu robisz?
- Też się cieszę, że cię widzę – tancerka prychnęła.
- Pytam poważnie, co tu robisz? – Isabelle odsunęła się od Hiszpana na bezpieczną odległość.
- Biegałem po plaży, zobaczyłem ciebie, no i to samo tak wyszło…- wzruszył ramionami i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Czego chcesz?
- Porozmawiać.
- Nie mamy o czym.
- Isabelle, myślę, że mamy.
- To źle myślisz – warknęła i odsunęła się jeszcze bardziej – Idź sobie.
Cesc westchnął. Nie rozumiał całej tej jej złości. Coś musiało się wydarzyć, jednak nadal nie wiedział co. Musi się tego dowiedzieć, teraz już nie odpuści.
- Is…
- Nie mów tak do mnie! – krzyknęła i poderwała się na nogi – Nie chcesz mi dać spokoju, to nie! Siedź sobie tutaj, ja pójdę.
Isabelle obróciła się na pięcie i pobiegła do swojego domku.
- Poczekaj! – krzyknął jeszcze za nią, ale tancerka zupełnie go zignorowała. Po raz kolejny został sam i nie miał pojęcia, co zrobił źle. Patrzył jeszcze przez chwilę w miejsce, gdzie zniknęła, po czym ubrał buty i szybkim krokiem wrócił do hotelu. Nie podda się. Dowie się, o co chodzi Isabelle. To nowy dzień, więc kolejne zajęcia tańca. Zresztą miał pomysł, który musiał się udać.


*


Studio taneczne pełne tych wszystkich wczasowiczów nigdy nie sprawiało wrażenia takiego wielkiego. Zupełnie inaczej było, gdy Cesc był w nim sam. Siedział na parkiecie i tupał nerwowo w niego stopą. Musiał się dowiedzieć, o co chodzi Isabelle, dlatego wcielił w życie pierwszy pomysł, jaki przyszedł mu do głowy. Z zasady wszystkie pierwsze myśli są najlepsze, mama mu tak mówiła. Wykupił sobie prywatne lekcje z Isabelle na cały dzisiejszy dzień. Bardzo się musiał przy tym natrudzić, miała już pozajmowane wszystkie godziny. Ale czego nie załatwią pieniądze. Zapłacił trzy razy więcej niż każdy wczasowicz i tak o to miał dla tylko i wyłącznie dla siebie piękną tancerkę. Może to i było za dużo i ona pomyśli, że jest jakimś pieprzonym prześladowcą, ale nie dbał  o to.  Cesc musiał się w końcu dowiedzieć, co miała wczoraj na myśli. Nie wypuści Isabelle ze studia, dopóki mu wszystkiego nie wytłumaczy. Nie bez powodu każdy mówił mu, że jest uparty. Mimo wszystko jednak denerwował się, miał wszystko zaplanowane, ale przecież nie mógł przewidzieć, jak Isabelle zareaguje na jego widok. Miał ogromną nadzieję, że będzie to tak jak wczoraj, bądź dzisiaj.  Ta nienawiść w jej głosie, nie zniesie jej dłużej.
- Dzień dobry – drzwi do studia otworzyły się i weszła przez nie Isabelle. Na widok Cesca mina jej od razu zrzedła. Rzuciła torbę w kąt i ruszyła w jego stronę – Co tu robisz?!
- Mam lekcję tańca – opowiedział spokojnie i spojrzał jej prosto w oczy – Pierwszą z wielu dzisiaj.
- Co?!
- Wykupiłem wszystkie twoje zajęcia dzisiaj.
- Ale to nie możliwe! Nie miałam na dzisiaj żadnej wolnej godziny.
- Pieniądze zdziałają wszystko. Ale nie martw się, kazałem dać je tobie, nie hotelowi – uśmiechnął się. Cesc desperacko chciał  pokazać tancerce, że nie jest taki zły, jak myślała.
- Dlaczego to robisz? – westchnęła.
- Bo mogę.
- Nie rozumiesz, że nie chce cię widzieć? Nienawidzę cię! – Isabelle zadrżał głos. Od wczoraj było coraz gorzej. Najpierw Matt, potem ten wczasowicz, dziadkowi pojawiła się w nocy gorączka, znowu ten wczasowicz i teraz znowu on. Była na skraju załamania nerwowego.
- Dlaczego?
- Słucham?
- Dlaczego mnie nienawidzisz? Proste pytanie. Odpowiesz mi, to dam ci spokój – Cesc rzucił jej twarde spojrzenie. Ta lekcja tańca będzie przebiegała na jego zasadach.
Tancerka westchnęła. Zaimponował jej upór tego przystojnego wczasowicza. Coś w jego spojrzeniu sprawiło, że nagle przeszła jej cała złość. Poczuła, że chce mu wszystko opowiedzieć. O dziadku, o konkursie, o tym, co wraz z jego przyjazdem na Hawaje utraciła.
Isabelle usiadła na parkiecie i podkuliła nogi pod brodę obejmując je przy tym rękoma. Hiszpan zrobił to samo, usiadł po turecku naprzeciw tancerki. Czuł, że to przełomowa chwila ich znajomości. Widział, jak Isabelle przełamuje się w sobie. Czekał, nie odzywał się. Wiedział, że tylko by ją spłoszył.
- Kiedy tu przyjechałeś razem z siostrą? – spojrzała na niego pytająco, a on nieznacznie kiwnął głową – Kiedy tu przyjechałeś razem z siostrą, wszystko zniszczyłeś.
- Nie rozumiem.
- Zabrałeś mi wszystko.
- Możesz jaśniej? Wróżką nie jestem.
- Zanim tu przyjechałeś szykowałam się z Mattem do konkursu, który był dla nas bardzo ważny – powiedziała nie patrząc na niego – A raczej był dla mnie bardzo ważny, Matt po prostu chciał go wygrać, jak zawsze.
- No i co ja mam z tym wszystkim wspólnego?
- Przyjechałeś tu ze swoją siostrą, omotała Matta i teraz on chce tańczyć z nią. A ja zostałam bez partnera.
- I to jest powód, żeby mnie nienawidzić? Czy ty siebie słyszysz? To tylko głupi konkurs.
Cesc nie dowierzał własnym uszom. Nienawidziła go za nic! A on już się martwił, że naprawdę zrobił coś złego. Teraz wiedział, że miał szanse zmienić jej nastawienie do siebie.
- Dla ciebie to tylko głupi konkurs, dla mnie jedna z najważniejszych rzeczy w ostatnim czasie.
- Dlaczego to dla ciebie takie ważne? – podparł się na łokciach i przyglądał Isabelle.
- Muszę wygrać, żeby dostać główną nagrodę.
-  Serio? – uniósł brew. Podoba mu się materialistka. Gorzej nie mógł trafić.
- Wiem, ja to wygląda, ale ja potrzebuję tych pieniędzy z nagrody.
- A co, brakuje na waciki? – Cesc nie mógł się powstrzymać. To pytanie samo wyszło z niego. Ona go zraniła, chciał choć raz pokazać jej, jak to jest. Pożałował tego, jak tylko zobaczył ból w oczach tancerki.
- Nie znasz mnie, to nie oceniaj.
- Przepraszam – spuścił wzrok.
- Nie udawaj.
- Naprawdę  Is – wyciągnął rękę, by złapać ją za dłoń, jednak w ostatniej chwili się zreflektował i przeczesał palcami włosy.
- Dziadek tak na mnie mówi  - uśmiechnęła się delikatnie – To dla niego tańczę i chce wygrać w tym konkursie.
- On nie żyje, tak?
- Jeszcze nie. Dziadek jest chory i z każdym dniem jest coraz gorzej. Potrzebuję pieniędzy na leki dla niego i by naprawić domek, dach nam przecieka. Pensja z hotelu starcza tylko na bieżące wydatki i lekarstwa – Isabelle wyrzuciła z siebie wszystko na jednym oddechu.
- Przepraszam, nie wiedziałem.
- Nie mogłeś – westchnęła z bólem.
Niewiele myśląc Cesc przysunął się do niej i objął mocno. Isabelle zawahała się, jednak poddała jego silnym ramionom. Wtuliła się i ułożyła głowę w zagłębieniu jego szyi. Pasowała idealnie, jakby stworzona do tego, by być przy Cescu. Tym dotykiem chciał pokazać tancerce, że jest przy niej, że nie ma jej za złe tego, jak go wcześniej potraktowała. Miała ciężkie życie i on to rozumiał.
- Musisz kochać dziadka – powiedział, kiedy w końcu się od niego oderwała.
- Najmocniej na świecie, to moja jedyna rodzina – Isabelle zamilkła na chwilę – Przepraszam za to, jak cię potraktowałam. Nie powinnam była.
- Spokojnie, nic się nie stało – uśmiechnął się do niej.
- Wiesz co? Przez to wszystko nawet nie wiem, jak masz na imię.
- Jestem Cesc – wyciągnął prawą dłoń w stronę tancerki.
- Isabelle, ale mów do mnie Is – uścisnęła jego rękę. W chwili zetknięcia się ich dłoni przeszedł ją przyjemny dreszcz.
- Cała przyjemność po mojej stronie – piłkarz szarmancko uchylił niewidzialnego kapelusza, a ona się zaśmiała. Muzyka dla jego uszu. Czuł, że między nimi nawiązała się nić porozumienia. Teraz będzie już tylko lepiej – Pomogę ci.
- Słucham?
- Nie masz partnera, więc zatańczę z tobą w tym konkursie. Pomogę ci wygrać. Razem zdobędziemy te pieniądze.
- Nie Cesc, nie ma mowy.
- Ale dlaczego?
Isabelle podniosła się z parkietu.
- Koniec tego gadania, zapłaciłeś w końcu za lekcje tańca. Masz może ochotę na sambę?

*

Isabelle siedziała wieczorem przy stole w kuchni i przesuwała z zamyśleniem widelcem po talerzu pełnym zapiekanki makaronowej. Od rana nie potrafiła zapomnieć o słowach Cesca. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego chciał jej pomóc. Ona zachowała się strasznie, potraktowała go niczym najgorszego, niczym największe zło na świecie, a on mimo tego wszystkiego wyciągnął w jej stronę pomocną dłoń. Isabelle jednak nie potrafiła jej przyjąć. Miałaby zbyt wielkie wyrzuty sumienia, nie potrafiłaby mu spojrzeć w oczy. Po tych jej dwóch wybuchach i tak już było jej dostatecznie ciężko, tym bardziej że przystojny Hiszpan był dla niej taki miły.
- Is, nie smakuje ci? – przerwał jej rozmyślania dziadek.
- Jest pyszne – uśmiechnęła się blado i wpakowała do ust rurkę makaronu – Zamyśliłam się po prostu.
- Stało się coś?
- Nie – spuściła wzrok na talerz.
- Przecież widzę – dziadek nie dawał za wygraną.
- Zachowałam się jak idiotka.
- Czyli? – dziadek odłożył książkę na stół i zdjął z nosa okulary. Zapowiadała się długa rozmowa.
- Na moje zajęcia chodzi taki Hiszpan. Przyjechał do hotelu razem z siostrą. To właśnie z nią Matt chce zatańczyć w konkursie – westchnęła – A ja… ja oskarżyłam Cesca o wszystko…że to jego wina – głos się jej załamał – Naskoczyłam na niego strasznie. Dwa razy. Ale ja po prostu chciałam wygrać ten konkurs – jęknęła.
- Rozumiem – dziadek powiedział powoli – I co teraz? Przeprosiłaś go?
- Tak. On nie wiem z jakiego powodu chyba mnie…lubi – Isabelle zarumieniła się wymawiając ostatnie słowo – Wykupił dzisiaj lekcje ze mną na cały dzień. Cały dzień, rozumiesz?
- Wybaczył ci?
- Chyba tak. Wiesz, opowiedziałam mu o wszystkim. Dlaczego tak wybuchłam, dlaczego chciałam wygrać. Wydaje mi się, że mnie zrozumiał.
- Więc dlaczego się martwisz?
Isabelle przeczesała swoje włosy. Właśnie, dlaczego się martwiła i nie mogła wyrzucić go z pamięci?
- Jest coś jeszcze. Kiedy powiedziałam mu, że nie mam partnera, Cesc zaproponował mi, że ze mną zatańczy. A ja odmówiłam – dodała po chwili cicho.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Ja po prostu nie potrafię mu spojrzeć w oczy. Nadal pamiętam, jak na niego naskoczyłam i wiem, że on też pamięta. Głupio mi strasznie z tego powodu – spuściła wzrok.
- Lubisz go? – znienacka zapytał ją dziadek.
- Czy go lubię?
-  Tak, pytałem się, czy go lubisz.
- Nie wiem, jest inny niż wszyscy, którzy przychodzili na zajęcia ze mną.
- Is, nie o to mi chodziło. Lubisz go?
Is zamilkła na chwilę. Przypomniała sobie Cesca z całą dokładnością. Jego czekoladowe oczy. Jego lekko zachrypnięty głos i zaraźliwy śmiech. Jego silne ramionach, w których tak dobrze się jej tańczyło. Jego poczucie humoru. To, jaki był zdeterminowany. Jaki był opiekuńczy, co wynikało z rozmowy o tym, jak bardzo kochał swoją siostrę. To, że chciał jej pomóc, choć wcale jej nie znał, a ona potraktowała go okropnie. To jak jego uśmiech sprawiał, że miękły jej kolana. Chyba ją pociągał. Chyba...chyba w jakimś stopniu go lubiła. Był inny niż wszyscy mężczyźni, których poznała dotychczas.
- Tak, lubię go – powiedziała cicho do swojego talerza – Lubię go – powiedziała na głos pewnym głosem.
- No to w czym problem? Pozwól mu sobie pomóc.
- Myślisz, że to dobry pomysł? – Isabelle nadal uważała, że nie będzie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Nawet mimo tego, że w jakimś tam stopniu przyciągało go do niej.
- Najlepszy Is – dziadek uśmiechnął się do niej.
Sięgnęła po swoją torebkę i wygrzebała z niej świstek papieru, na którym Cesc nabazgrał jej swój numer telefonu. Na wszelki wypadek, jak powiedział z uśmiechem na koniec całego dnia zajęć. Wklepała drżącymi dłońmi numer i pod bacznym spojrzeniem dziadka nacisnęła zieloną słuchawkę. W głębi duszy modliła się, by odebrał.
  •          Halo? – usłyszała go i zdenerwowała się jeszcze bardziej. Nie potrafiła odnaleźć w sobie głosu – Halo?
  •          Cesc? To ja, Is – w końcu udało się jej wykrztusić.
  •          Isabelle! Nie spodziewałem się.
  •          Nie przeszkadzam?
  •          Oczywiście, że nie. Stało się coś?
  •          Chciałam się zapytać…. – głos znowu uwiązł jej w gardle.
  •          Tak? Is, jesteś tam?
  •          Tak, przepraszam. Ja…chciałam się zapytać, czy twoja propozycja jest nadal aktualna.
  •         Moja propozycja… - zamyślił się – Ah, moja propozycja!
  •          Cesc, zatańczysz ze mną w tym konkursie? Proszę cię.
  •          Oczywiście! Z największą przyjemnością.
  •          Tylko że…
  •       Tak?
  •          Co z próbami?
  •          O nic się nie martw. Wiem, że mamy dużo pracy, dlatego wykupię wszystkie prywatne lekcje u ciebie.
  •          Cesc, nie możesz!
  •          Dlaczego nie?
  •          No bo…
  •          No właśnie, brak ci argumentów. Od jutra będziesz skazana tylko na mnie.
  •          To nie będzie kara..
  •          Teraz tak mówisz – zaśmiał się – Wiesz co, muszę kończyć bo Carlota przyszła. Do zobaczenia jutro, Isabelle.
  •          Cesc poczekaj!
  •          Tak?
  •          Dziękuję ci – Isabelle wyszeptała cicho i rozłączyła się.

Ponownie miała partnera! Nie wierzyła w to, ale na nowo wchodziła do gry. Ma jeszcze szanse na to, by wygrać i zdobyć te pieniądze. A wszystko to za sprawą kogoś, kogo tak strasznie potraktowała. Nie miała pojęcia jak odwdzięczy się Cescowi. Jeśli wszystko się uda, będzie mu winna bardzo wiele. Musi wygrać i przy okazji nie może się w nim zakochać. Co z tego, że chyba go lubi. Są z dwóch różnych światów.



~~~~~~~~

Dobrze, że ten rozdział taki długi, bo kolejny Was rozczaruje.

W końcu jest między nimi trochę lepiej, co? Kiedyś musiało być, bo do końca jeszcze dwa rozdziały.

Mam nadzieję, że się podobało.

PS. Są postępy w powstawaniu rozdziału na bloga mojego i Minizy.

czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 3



Cesc wrócił z biegania i szybko przygotował się do śniadania. Nie miał ochoty jeść samotnie, więc wybrał numer do swojej siostry. Po raz kolejny odpowiedziała mu automatyczna sekretarka. Zaczynał się wściekać. Rozumiał, że Carlota pewnie świetnie się bawi z tancerzem, jednak mogła być dać jakiś znak życia. Przecież gdyby nie piłkarz, to w ogóle by jej tu  nie było.  Zirytowany schował telefon do kieszeni spodenek i zjechał windą do restauracji. Z każdą minutą humor poprawiał mu  się coraz bardziej. Jeszcze trochę i będzie już na lekcjach tańca. Czuł, że to będzie jego dzień. Zatańczy z Isabelle. Skoro Carlocie się udało, jemu też musi.
Z takim właśnie przeświadczeniem skończył śniadanie i skierował się w stronę studia. W pobliskiej szatni przebrał się w luźniejsze rzeczy i z uśmiechem na ustach wszedł na salę. Od razu uderzyło go dziwnie napięcie panujące w królestwie tancerki. Wczasowicze siedzieli na ławkach pod ścianą albo na parkiecie i patrzyli po sobie nie bardzo wiedząc, co się dzieje. Cesc przemierzył wzrokiem całą salę, jednak nie wypatrzył nigdzie swojej siostry. Dziwne, przecież tak bardzo zależało jej na tych zajęciach. Zatrzasnął za sobą drzwi do studia. Na ten dźwięk stojąca przy magnetofonie Isabelle odwróciła się i spojrzała na Fabregasa.  Kiedy dotarło do niej, że to nie jej partner się pojawił, ponownie zajęła się odtwarzaczem, jednak ze zdenerwowania mocniej naciskała wszystkie przyciski. Odkąd pracuje w tym hotelu razem z Mattem jeszcze nigdy nie zdarzyło się coś takiego, by nie przyszedł na zajęcia. Praca była dla niego świętością. Próbowała się jakoś z  nim skontaktować jednak nie odpowiadał ani na jej telefony ani na wiadomości. Na sali był komplet wczasowiczów. Jak ona sobie poradzi z nimi sama? Nie da rady, na pewno. Isabelle miała ogromną  nadzieję, że jej partner jeszcze się pojawi. Nie może jej tak zostawić. Spojrzała na zegarek i zaklęła cicho.  Do rozpoczęcia zajęć pozostała niecała minuta. Błagała w myślach Matta, by wszedł do studia i przeprosił za spóźnienie, jednak nic takiego nie miało miejsca. Wzięła głęboki oddech i związała włosy w luźnego koka. Przywołała na twarz uśmiech i zwróciła się do wczasowiczów.
- Dzień dobry, cieszę się, że pojawiliście się tutaj wszyscy – jej głos z każdą chwilą stawał się coraz pewniejszy siebie – Matt ma dzisiaj małe problemy, więc jesteście skazani tylko na mnie. Na początek zrobimy krótką rozgrzewkę, a potem przypomnimy sobie wczorajszą choreografię.
Puściła muzykę w tle i stanęła przed wszystkimi, pokazując, jak mają się rozciągać, by nie zrobić sobie nic złego przy tańczeniu. Z uporem przy tym wpatrywała się w drzwi wejściowe do studia, licząc, że samymi myślami przyciągnie do sali Matta. Cesc spoglądał w to samo miejsce. Brakowało Carloty, czego nie zauważyła Isabelle. Brakowało Carloty i Matta, Hiszpan był pewny jednego – to nie jest zbieg okoliczności. Wczoraj widać było już na zajęciach, że przypadli sobie do gust. Najwyraźniej ich znajomość nie zakończyła się w studiu tanecznym, a stawała się coraz bliższa. Tak bliska, że oboje nie pojawili się dzisiaj. Cesc uśmiechnął się do siebie pod nosem – mieli pewnie ciekawsze zajęcia. Już nawet nie był zły, że jego siostra nie odbierała od niego telefonów. Musi być szczęśliwa, a to najważniejsze.
Po dokonaniu tego odkrycia przestał wpatrywać się w drzwi i znalazł swym oczom o wiele piękniejszy obiekt – Isabelle. Nigdy nie przypuszczał, że ktoś może być tak rozciągnięty. Złapał się na tym, że otworzył buzię zaskoczony tym, jak wysoko uniosła nogę. Rozmarzył się patrząc na jej idealne ciało i nawet nie był na siebie o to zły, prawie każdy mężczyzna obecny w studiu robił to samo. Miał ochotę zgromić innych wzrokiem i powiedzieć, że tak nie wolno. Nie wolno rozbierać Is wzrokiem, o nie. No ale z drugiej strony przecież sam zastanawiał się, jak prezentuje się skryty pod koszulką jej nagi brzuch.
- To co, możemy przejść do choreografii? – Isabelle wyłączyła muzykę pilotem i podniosła się z parkietu, na którym chwilę temu robiła szpagat – Dobierzcie się w pary i zaczynamy!
Omiotła wszystkich spojrzeniem i uśmiechnęła się. Brakowało jej Matta, ale da radę. Wszyscy na szczęście już znają choreografię, pozostaje jej tylko korygować ich błędy.
To był jego moment. Uspokoił się w duchu i podniósł rękę.
- Przepraszam…
- Tak?
- Nie mam z kim tańczyć – Cesc zrobił najbardziej smutną minę, na jaką było go stać.
- Jak to?
- No nie mam partnerki.
- Czy ktoś jeszcze nie ma pary? – Is zwróciła się do reszty wczasowiczów.
Niektórzy pokręcili głowami, niektórzy wymamrotali krótkie „nie”. Isabelle poprawiła niesforny kosmyk. Matt robił to często, ona prawie nigdy. Jednak dzisiaj nie pozostawało jej nic innego, jak zatańczyć z jednym z wczasowiczów. I to nie byle jakim. Gdyby nie miała tyle na głowie, może by i stwierdziła, że jest przystojny.  I ma fajne mięśnie rysujące się pod koszulką. Na pewno musi być wysportowany. Westchnęła. Nie mogła sobie pozwolić na takie myśli. Spojrzała ponownie na Cesca.
- W takim razie dzisiaj zatańczymy razem.
Piłkarz uśmiechnął się szeroko i  podszedł do niej. O to właśnie mu chodziło. Wiedział, że to wydarzy się właśnie dzisiaj. Takie miał przeczucie. Już tylko sekundy dzieliły go od Isabelle. Oczami wyobraźni widział już, jak patrzą na siebie, jak poruszają się w tańcu. Teraz już nie będzie musiał sobie wyobrażać, jak jedwabista w dotyku jest jej skóra, w końcu to poczuje.
Isabelle włączyła odpowiednią muzykę i nie patrząc na piłkarza złapała go za dłonie tak, by utworzyć ramę. Nie chciała mu się przyglądać. Był dla niej obowiązkiem. W myślach odliczała już czas do końca zajęć, kiedy to nie będzie musiała spoufalać się z jednym z ludzi,  którym zawdzięcza to, że ma za co kupić jedzenie i leki dla dziadka.
Marzenia Cesca po raz kolejny na Hawajach sobie z niego zakpiły. Tańczył w końcu z Isabelle, jednak wszystko było nie tak, jak sobie zaplanował. Ona w ogóle na niego nie spojrzała, myślami była gdzie indziej. Tańczyła z nim, ale czuł, że robi to z obowiązku, nie widział na jej twarzy choćby cienia delikatnego uśmiechu. Intuicyjnie miał wrażenie, że coś jej doskwiera, że ma jakiś problem, jednak wiedział, że nie ma sensu pytać tancerki, o chodzi. Ona i tak mu nie odpowie. Przecież są dla siebie obcymi ludźmi.  Z drugiej jednak strony Cesc zaspokoił swoje marzenia. W końcu miał Isabelle w ramionach. Jej delikatna dłoń opierała się na jego boku, a drugą trzymał zamkniętą w swojej. Czuł, jak gładką ma skórę. Widział z bliska, jak wdzięcznie kręciła biodrami. Do jego nosa dobiegał zapach perfum tancerki. Gdy zbliżyła się do niego, by wykonać figurę, na szyi poczuł jej rozgrzany oddech i kosmyki jej włosów,  które wyszły z koczka podczas tańczenia. Żałował tylko dwóch rzeczy. Choćby nie wiadomo jak bardzo się starał, a wszyscy mu świadkiem, że starał się bardzo – zagadywał, żartował, uśmiechał się, kąciki jej ust nie uniosły się ku górze. Najzwyczajniej w świecie ignorowała go i nie zauważała jego starań. Nie udało mu się również spojrzeć w jej oczy. Jedyne, co wiedział, to to, że tak jak jego były czekoladowe. Przeznaczenie?
Choć starała się ignorować nachalnego kursanta przez całe zajęcia,  nie mogła nie zauważyć, że z bliska był jeszcze bardziej przystojny niż gdy przyglądała mu się z drugiego końca studio. Ciemne, rozczochrane włosy, czekoladowe oczy i nieziemski uśmiech, którym obdarzał ją co chwilę. Na dodatek idealnie  zarysowane mięśnie, które czuła dotykając go podczas tańca i które rysowały się pod koszulką.  Poruszał się całkiem dobrze, miał wrodzoną koordynację ruchową i grację. Ogólnie rzecz biorąc Isabelle nie mogła się przyczepić w nim do niczego. Jej myśli błądziły cały czas do zbliżającego się wielkimi krokami konkursu i nieobecności Matta, jednak pojawiał się w nich też jej tymczasowy parter, co wywoływało na jej twarzy delikatny rumieniec. Dlatego też nie patrzyła mu  w oczy, wolała nie ryzykować. Nie wiedziała nawet, jak ma na imię. Przedstawiał się jej, jednak nie przywiązała wtedy do tego uwagi, bo akurat obmyślała sposób w jaki pozbawi Matta przyrodzenia za to, że ją tak zostawił i ignoruje. Wiedziała tylko, że jego imię zaczynało się na C. Nie rozumiała, dlaczego tak mocno próbuje je sobie przypomnieć. Przecież to tylko kolejny wczasowicz. Przyjedzie na Hawaje i z nich odjedzie prędzej czy później. A ona nadal tu zostanie. Nie ma co o nim myśleć, lepiej niech skupi się na czymś ważniejszym, np. na konkursie.
Mimo że nie zamienił z nią prawie słowa i nie spojrzał w jej oczy, Cesc nie chciał, by zajęcia skończyły się tak szybko. W pewnym momencie, gdy skupił się na ruchu jej bioder i talii, Is puściła jego dłoń i pilotem wyłączyła muzykę dziękując wszystkim za obecność na zajęciach i zapraszając na jutro. Kiedy nie czuł jej dłoni w swojej stało się coś dziwnego – poczuł pustkę. Jak można czuć pustkę, kiedy się nawet kogoś nie zna? Nie znał takiego uczucia.
Po raz kolejny ociągał się z wyjściem ze studia. Liczył, że skoro wczoraj mu się nie udało ani podczas  tańca, może porozmawia z Isabelle teraz, jedna po raz kolejny jego nadzieje okazały się płonne. Instruktorka znowu tuż po pożegnaniu wczasowiczów zniknęła w pomieszczeniu przy studiu. Czekał prawie dziesięć minut wpatrując się uporczywie w drzwi, jednak w końcu się poddał. Jutro też jest dzień. Osiągnie swój cel małymi kroczkami. Będzie lepiej smakował.

*

- Dziadku, przełącz na dziewiątkę, zaraz będzie mój serial! – Isabelle weszła do salonu i usiadła obok dziadka na kanapie.
Dopiero co niedawno wróciła z hotelu i jedyne o czym marzyła, to odpocząć przed telewizorem. Te prywatne zajęcia z wczasowiczami ją niedługo wykończą. Miała już dość swojej pracy, ale nic nie mogła na to poradzić. Potrzebowała pieniędzy, musiała więc wytrzymać.
Usiadła wygodniej, kiedy rozległy się dźwięki czołówki jej ulubionego serialu. Przez najbliższe półgodziny chciała zapomnieć o wszystkich swoich problemach i skupić się na życiu bohaterów telenoweli. Nie minęły może dwie minuty, jak jej telefon zawibrował, sygnalizując przyjście wiadomości. Niechętnie podniosła go ze stolika i odblokowała.
„ Przykro mi, ale nie zatańczymy razem w konkursie. Powodzenia, Matt.”
Przeczytała treść smsa pięć razy i za każdym nadal nie docierał do niej jego sens. To musiał być jakiś cholerny żart. Wybrała szybko numer swojego partnera, pragnąc dowiedzieć się, o co mu chodzi, jednak po raz kolejny odpowiedziała jej automatyczna sekretarka. Isabelle zaśmiała się nerwowo i przeczytała wiadomość po raz kolejny. Nie. To nie może być prawda, po prostu nie może! Wstała z kanapy i zaczęła chodzić po salonie. Przeczesała dłonią brązowe loki i ponownie spojrzała na tekst smsa. Jak to nie zatańczą razem w konkursie?!
- Isabelle, wszystko w porządku? – dziadek spojrzał na nią z troską.
- Matt się odezwał – zwiesiła głos nadal myśląc o tym, co jej napisał.
- No nareszcie! Był chory, prawda?
- Nie, nie wiem, raczej nie.
- To co tam u niego ciekawego słychać?
- Nie zatańczymy razem w konkursie – Isabelle usiadła ponownie na kanapie i schowała twarz w dłoniach. Nie wierzyła, że jej partner może jej zrobić coś takiego. Przecież wiedział, ile ten konkurs dla niej znaczył. Zastanawiające było, dlaczego tak nagle zrezygnował z udziału. Przecież  jeszcze wczoraj podobał mu się pomysł zajęcia w nim pierwszego miejsca.
- Jak to? – dziadek spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Nie wiem – powiedziała drżącym z emocji głosem – Właśnie mi napisał, że jest mu przykro, ale nie zatańczymy razem. A, i życzył mi powodzenia – prychnęła – Ciekawe w czym, jak nie mam partnera?
- Is, kochanie, spokojnie. To na pewno jakieś nieporozumienie. Porozmawiaj z nim i wyjaśnijcie sobie wszystko.
- Matt nie odbiera ode mnie telefonu.
- To idź do niego.
- Masz rację, tak zrobię – poderwała się z kanapy i wybiegła z domu. Odnajdzie go i powie mu, co o nim myśli. Nie wierzyła, że w jednej chwili mógł tak bardzo zrujnować jej marzenia. Dla niego to był tylko konkurs, dla niej jednak coś więcej – szansa na lepsze życie.
Isabelle doskonale wiedziała, że o tej porze nie zastanie swojego partnera w domu. Wieczory zazwyczaj spędzał w jednej z barów przy plaży. Często zdarzało się, że ona też mu towarzyszyła i wtedy podbijali razem każdy parkiet. Przypuszczała, że teraz też sączy sobie jeden z kolorowych drinków razem z piękną turystką.
Tancerka nie pomyliła się. Odnalazła swojego partnera w drugim barze, do którego weszła, jego ulubionym. Siedział przy stoliku w kącie klubu i mizdrzył się do brunetki, którą Isabelle kojarzyła z kursu. To z nią ostatnio tańczył.
Długi spacer z mieszkania do baru nie uspokoił Isabelle. Wręcz przeciwnie, jej emocje jeszcze bardziej urosły. Wściekła podeszła do stolika i stanęła za dziewczyną.
- Isabelle….o…co ty tutaj robisz? – Matt otworzył szeroko oczy ze zdziwienia patrząc na nią, a jego towarzyszka odwróciła głowę, chcąc dowiedzieć się z kim rozmawia.
- Gdzie byłeś przez cały dzień?
- Oh, no wiesz, byłem zajęty – uśmiechnął się do siedzącej naprzeciw niego brunetki, a tancerka prychnęła.
- Zajęty powiadasz? A co z pracą?
- Na pewno świetnie sobie poradziłaś – Isabelle wywróciła oczami – Gdybyś to nie ty prowadziła razem ze mną te zajęcia, na pewno nie zostawiłbym kursantów samych, ale z tobą to co innego, jesteś profesjonalistką.
- Nie próbuj udobruchać mnie komplementami, bo ci się to nie uda, Matthew – warknęła – O co chodzi z tym smsem?!
- Którym?
- Nie udawaj idioty.
- O to, co w nim napisałem – westchnął – Nie zatańczymy razem.
- Ale jak ty to sobie wyobrażasz?! A konkurs?! Przecież mamy już choreografię, muzykę, mieliśmy wygrać!
- Bella, wyluzuj i nie krzycz tak.
- Nie mów do mnie Bella – Is zmroziła go wzrokiem i założyła ręce na piersi – Czekam na wyjaśnienia.
- Nie zatańczymy razem. Mam nową partnerkę i chcemy razem powalczyć o zwycięstwo.
- Jak to nową partnerkę? – nogi się pod nią ugięły.
- Razem z Carlotą chcemy pokazać wszystkim, kto jest najlepszy – uśmiechnął się do brunetki i wziął ją za rękę.
- A ja? – zapytała dziecinnie Isabelle.
- Przykro mi. – uśmiechnął się do instruktorki. Wcale nie było mu przykro, widziała to w jego oczach. Zniszczył jej marzenia, bo chciał się dobrze bawić ze swoją kochanką. Ile z nią będzie? Tydzień, dwa? Dla jakiejś głupiej cizi zniszczył wszystko.
- Co z tego, że ci przykro! Z kim ja teraz zatańczę?
- Na pewno nie ze mną. Kogoś tam znajdziesz - wzruszył ramionami.
- Jesteś skończonym dupkiem! – krzyknęła tamując łzy. Nie rozpłacze się przy nim, nie da mu tej satysfakcji. Tym bardziej nie pokaże tej brunetce, że wygrała. Matt nie był tego wart. Nie chce z nią zatańczyć to nie, zdobędzie te pieniądze w inny sposób.
Obróciła się na pięcie, by opuścić bar. Zrobiła jednak tylko kilka kroków i zderzyła się z jakimś mężczyzną. Gdyby nie jego silne ramiona Isabelle upadłaby na parkiet. Podniosła głowę i spojrzała prosto w jego czekoladowe oczy.
- Przepraszam, nie patrzyłem, gdzie idę – brunet uśmiechnął się lekko. Po raz kolejny tego dnia Cesc trzymał ją w ramionach.
Wtedy w głowie Is coś zaświtało. Skądś kojarzyła tę twarz. I to nie tylko z zajęć tańca. Widziała ją przed chwilą w dziewczynie siedzącej razem z Mattem. Wyrwała się z uścisku Hiszpana nadeptując mu przy tym na stopę i szybkim krokiem ruszyła do wyjścia. Jeszcze chwila, a wybuchnie.
To ten mężczyzna był źródłem jej wszystkich problemów. Gdyby nie tańczył jak fajtłapa, to Matt nigdy nie zamienił mu partnerki. To jego wina, że się spotkali. To wszystko jego wina. To była też jego wina, że tak ją dzisiaj rozpraszał. To była też jego wina, że wpadła na niego w barze i zrobiła z siebie idiotę o mało co nie wybuchając płaczem. To wszystko przez tego przystojnego bruneta!
Cesc patrzył za Isabelle, nie wiedząc, co się stało. Jeszcze chyba nie nigdy nie widział takiej furii w czyiść oczach, a przecież nie raz rozgrywał Gran Derbi przeciw Sergio Ramosowi. Jednak w jej brązowych oczach dostrzegł nie tylko gniew, ale też wielki smutek i ból. Miał do wyboru albo wrócić do stolika, przy którym siedział razem z siostrą i jej nowym chłopakiem, albo pobiec za piękną tancerką. Decyzja była oczywista.  Wybiegł z baru i rozejrzał się za Isabelle. Maszerowała po plaży.
Cesc pobiegł za nią i zawołał:
- Isabelle!
Nie zareagowała, więc przyśpieszył.
- Isabelle, poczekaj! – dogonił ją i złapał za rękę. Obróciła się i kiedy dotarło do niej, że to on, szybko wyszarpnęła rękę.
- To ty – mruknęła – Czego chcesz?
- Stało się coś? – Cesc spojrzał na nią z troską.
- Ty się stałeś.
- Nie rozumiem.
- Oczywiście, że nie – prychnęła – Dlatego ci powiem – popatrzyła mu po raz pierwszy prosto w oczy – Przyjeżdżając tu zrujnowałeś mi życie. Nienawidzę cię.
Isabelle otarła łzę i ruszyła dalej przed siebie. Cesc stał nieruchomo na plaży. Słowa tancerki sprawiły, że nie potrafił wykrzesać z siebie ani krzty energii. Nie rozumiał, co się właśnie stało. Nienawidzi go? Jak to? Przecież go nawet nie zna! Nie miał najmniejszego pojęcia, co zrobił, że zrujnował jej życie. Ale nie podda się. Dowie się, co złego zrobił i naprawi ten błąd. Nie pozwoli Isabelle, by go nienawidziła.



~~~~~~~~

Oj, chyba się rozpisałam :D Tak to jest, jak jestem na wsi, gdzie nie ma co robić. Planuję tu napisać na wyrost całego tego bloga i zacząć kolejnego. Ja wgl znowu mam za dużo pomysłów ;/// Nigdy nie wyjdę z tych blogów, bo co z skończę, to nowy pomysł ;/

Znowu nie tak sobie wyobrażałyście ich wspólny taniec, co? Jak ja Was lubię zaskakiwać :D

Wiecie co? Jesteśmy już w połowie tego bloga :) 

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 2.



- Cesc no pośpiesz się! - Carlota stukała pomalowanym palcem w blat stolika w restauracji i wpatrywała się ze zniecierpliwieniem w swojego brata, który niemiłosiernie wolno jadł tosty z dżemem. Jeszcze chwila i spóźnią się na zajęcia, a ona przecież jeszcze musi sprawdzić, czy na pewno dobrze wygląda.
- Daj mi zjeść.
- Spóźnimy się!
- Mamy jeszcze piętnaście minut - powiedział spokojnym głosem - Zdążysz jeszcze nawet poprawić makijaż.
- Ale...ale...
- Spokojnie, on ci nie ucieknie, to jego praca.
Carlota zmierzyła swojego brata morderczym spojrzeniem. Nie rozumiała, jak on może być taki opanowany. Ona sama w głębi duszy trzęsła się niczym galareta. Nie mogła się doczekać, jak zobaczy przystojnego tancerza. Nigdy nie przypuszczała, że zakocha się od pierwszego wejrzenia tuż po tym, jak zakończyła jeden związek, ale tak się stało i  niczego nie żałowała. Problem był tylko w tym, jak zdobyć wymarzonego chłopaka i  nie wyjść przy tym na idiotkę?
Wiedział,że jego wolne tępo jedzenia doprowadza Carlotę do szału, ale nie potrafił inaczej. Długa kariera piłkarza nauczyła go, jak opanowywać nerwy, a najlepiej pomagało mu właśnie jedzenie. Może i sprawiał wrażenie opanowanego, ale wcale tak nie było. Odkąd tylko podjął decyzję, że pomoże siostrze, zastanawiał się, jak to będzie trzymać Isabelle w ramionach i poruszać się w rytm muzyki. Nie mógł się już doczekać tej chwili. 
Starannie wytarł usta serwetką i dopił kawę. 
- Skończyłem - posłał siostrze szeroki uśmiech. Pełne opanowanie - niczym przed najważniejszym meczem. Tak właśnie się czuł. Pierwsze spotkanie z Isabelle, pierwsze spojrzenie prosto w jej oczy miało być dla niego tak ważne niczym wyjście po raz pierwszy na murawę w niebieskiej koszulce nowego klubu.
- No to chodź, idziemy! - Carlota poderwała się i pociągnęła go za rękę. Poprowadziła brata przez hotel aż do miejsca, gdzie znajdowała się wielka sala ze ścianami pokrytymi lustrami, czyli studio taneczne - królestwo Isabelle i Matta.
Zostawili swoje rzeczy w pobliskiej szatni i razem weszli na salę. Na parkiecie siedziało już wielu ludzi w różnym wieku i różnej narodowości - ich znajomi z kursu. Cesc nie zwrócił nawet na nich uwagi, przemierzył całe studio spojrzeniem w poszukiwaniu tej jednej jedynej, dla której się tu pojawił. Była tam, na końcu sali. Stała przy odtwarzaczu muzyki i spierała się o coś cichym głosem z jej partnerem. Nie mógł oderwać od niej wzroku. W czarnych krótkich spodenkach jej nogi sprawiały wrażenie jakby sięgały do nieba. Co z tego, że była niziutka. Przeniósł spojrzenie na jej smukłą talię i wyżej, na piękne ciemne włosy. Nie mógł się już doczekać, jak staną twarzą w twarz. Oby tylko plan Carloty się powiódł.
Hiszpanka zatrzasnęła głośno drzwi od studia, czym zwróciła uwagę wszystkich zgromadzonych, łącznie z parą tancerzy.
- No dobrze proszę państwa, myślę, że jesteśmy już wszyscy i możemy zaczynać! - rozległ się dziarski głos Isabelle, na co Cesc od razu się uśmiechnął. Głos idealnie do niej pasował. Miękki i taki no, zmysłowy. Dawno już żadna kobieta tak go nie pociągała. Wiedział, że musiał powstrzymać w sobie takie uczucia, już dawno skończył z byciem "takim" facetem.
- Dobierzcie się wszyscy w pary i ustawcie się na przeciwko lustra - powitanie Is dopełnił głęboki  głos jej partnera, który wskazał palcem na mężczyznę zmierzającego w stronę blondyna stojącego niedaleko Cesca - Nie Trey, nie możesz tańczyć ze swoim chłopakiem! Przecież mówię ci to codziennie!
Blondyn zrobił zawiedzioną minę i zamiast do swojego ukochanego, stanął obok panny Fabregas. 
- Mogę panią prosić?
- Uhmm przykro mi, już mam z kim tańczyć - Carlota uśmiechnęła się przepraszająco i wskazała na Cesca - Gdyby nie ja, to uciekłby stąd z krzykiem i więcej nie wrócił.
- Och okej, rozumiem - blondyn zawiedziony poszedł szukać dalej partnerki, a Carlota puściła oczko bratu.
Ten zacisnął tylko usta. Gdyby nie to, że plan Carloty powinien się powieść, to w życiu nie zgodziłby się na takie traktowanie i udawanie najgorszego. Zawsze dawał z siebie wszystko to, co najlepsze i męczył się z tym, że musi się ograniczać.
Zajęli miejsce na środku sali, a tuż przed sobą mieli obróconych w stronę lustra Isabelle i Matta. W tle leciała już muzyka.
- Na początek pokażemy wam proste kroki  i zobaczymy jak sobie z tym poradzicie - Is obróciła się i posłała wszystkim szeroki uśmiech. Matt pilotem nastawił odpowiedni kawałek i złapał ją w talii. Najpierw zaprezentowali im cały układ w normalnym tempie, a potem od nowa wszystko, lecz  powoli, tak, by każdy mógł przyjrzeć się każdej figurze. Wybrana przez nich choreografia nie była trudna i Cesc stwierdził, że będzie musiał się bardzo natrudzić, by udać, że nie umie sobie z nią poradzić.
- Wszyscy gotowi? - Isabelle omiotła spojrzeniem wszystkich wczasowiczów - W takim razie puszczę muzykę i spróbujcie powtórzyć chociaż pierwsze kroki!
Carlota nie odrywała spojrzenia od tancerza. Gdy tylko usłyszała, że mogą już rozpocząć taniec, przygryzła wargę i chwyciła swojego brata za dłonie.
- Pamiętaj, masz być przekonywujący - syknęła cicho prawie że do jego ucha. Cesc tylko pokiwał głową starając się przy tym przyciągnąć myślami bliżej siebie piękną tancerkę, jednak jego wysiłki spełzały na niczym. Isabelle zajęta była pokazywaniem pierwszej figury jakiemuś starszemu małżeństwu.
- Cesc, no co jest z Tobą?! Tańczymy, bo on tu nigdy nie przyjdzie!
Wyrwany z zamyślenia postawił nieporadnie pierwsze kroki w rytm muzyki. Jeśli nie wyrzuci jej z głowy, to nawet nie będzie musiał udawać, że ma dwie lewe nogi, to samo przyjdzie. Tańczyli z Carlotą przez jakieś trzydzieści minut, a do spełnienia jej planu nie zbliżyli się nawet o milimetr. Para tancerzy jakby ich nie zauważała.
- No dłużej tak być nie może, Fabregas zrób coś! - Carlota jęknęła bratu do ucha w ich ojczystym języku.
Cesc zrobił pierwsze, co przyszło mu na myśl, czyli nastąpił jej na stopę i kopnął w piszczel.
- Ała, idioto! Ale nie masz przy tym pozbawiać mnie nogi! - krzyknęła i zmroziła go spojrzeniem.
Działanie piłkarza przyniosło zamierzony efekt i zwróciło uwagę tancerzy na rodzeństwo. Prawie od razu podszedł do nich Matt.
- Macie jakiś problem?
- Mój brat to zupełne beztalencie - jęknęła Hiszpanka i zamrugała zalotnie rzęsami - Jeszcze trochę, a całe wakacje spędzę w pokoju i stracę nogi.
- Tak nie może być - przejął się tancerz - Zaraz coś na to zaradzimy. Przepraszam na chwilę.
Uśmiechnął się do rodzeństwa i ruszył w stronę swojej partnerki, by zamienić z nią kilka słów.  W tym samym czasie mąż starszej pani zmęczył się i usiadł na ławce przy wejściu.
- No kochanie, ja już nie mam siły, to nie na moje lata - uśmiechnął się przepraszająco - Ja tu sobie posiedzę i popatrzę, jak tańczysz.
- No i po problemie - Is odezwała się głośno i spojrzała na starszego pana - Mam nadzieję, że nie ma pan nic przeciwko, że na dzisiaj znajdę pana żonie nowego partnera?
- Ależ oczywiście, że nie.
- W takim razie zrobimy tak - tancerka wyłączyła na chwilę muzykę - Matt zatańczy z ... możesz mi przypomnieć, jak masz na imię? - zapytała Hiszpankę.
- Carlota.
- Matt zatańczy z Carlotą, a twój partner dotrzyma towarzystwa pani Helen. Może być?
Carlota energicznie pokiwała głową i prawie od razu znalazła się u boku tancerza. Właśnie tak miało być.
Cesc nie dowierzał własnym uszom. Ale jak to? Jak to on ma tańczyć z jakąś starszą panią? Co z tego, że sprawiała wrażenie uroczej. To nie tak miało być! On miał teraz wziąć w ramiona Isabelle i pokazać jej, że jednak umie tańczyć. Nie zgadza się na taki układ.
Przywołał na twarz sztuczny uśmiech i podszedł do starszej pani. Przecież nie mógł sprzeciwić się woli Isabelle.
- Dzień dobry, Cesc jestem.
- Helen.
Isabelle puściła na nowo muzykę. Cesc chcąc, nie chcąc podał dłoń starszej Amerykance i powoli stawiał z nią kroki z choreografii. Kątem oka obserwował, co robi jego siostra. Z rozmarzonym wyrazem twarzy wpatrywała się w instruktora i kręciła biodrami w rytm muzyki. Matt pochylił się i wyszeptał coś do jej ucha, a ta wybuchnęła tłumionym śmiech. Cesc uśmiechnął się lekko. Przynajmniej ona była zadowolona z takiego obrotu sprawy, musi się cieszyć jej szczęściem. Przecież właśnie dlatego zabrał ją na Hawaje. Chciał, by zapomniała, że ma złamane serce.
Ponad głową swojej obecnej partnerki odszukał wzrokiem Isabelle. Manewrowała pomiędzy tańczącymi parami i zatrzymywała się co chwilę, by pokazać jakiś ruch lub poprawić postawę. Tak bardzo zapatrzył się na to, jak prezentowała jednej z wczasowiczek ruch biodrami, że delikatnie wpadł na Helen i od razu przeprosił ją zaczerwieniony. Co mógł poradzić na to, że ona tak bardzo go do siebie przyciągała. Nie mógł oderwać od niej wzroku przez całe zajęcia, na których już niestety nie zmienił partnerki.
Gdy lekcja się skończyła, Carlota od razu wybiegła ze studia. Cescowi było  to nawet na rękę, ponieważ chciał jakoś zagadać do tancerki, jednak po raz kolejny tego dnia mu  się nie udało. Isabelle wyłączyła muzykę i zniknęła w przylegającym do sali pokoju. Czekał na nią chwilę, jednak się nie pojawiała. Westchnął głośno i zrezygnowany opuścił studio. Pora się wykąpać i strzelić sobie jakiegoś drinka.

*

Cesca obudziły promienie słoneczne wpadające przez niezasłonięte okna w jego pokoju. Wczoraj zbyt mocno zabalował w hotelowym barze i zapomniał je zasłonić. Powinien pamiętać, że nie pije się w samotności. No ale to nie jego wina, że nigdzie nie mógł znaleźć siostry. Przekręcił się z jękiem na drugi bok i sięgnął po telefon leżący na szafce nocnej. Mrużąc oczy sprawdził, czy ma jakieś nieodebrane połączenia, jednak wyświetlacz ział pustkami. Wybrał numer Carloty i po raz kolejny odpowiedziała mu automatyczna sekretarka. Powoli zaczynało go to denerwować. Cesc rozumiał, że chce się bawić, ale jednak mogła chociaż napisać smsa, że żyje.
Piłkarz czuł lekkie łupanie w głowie - efekt wypicia zbyt wielu kolorowych drinków z parasolką i zbyt długiej rozmowy z barmanem, fanem piłki nożnej i ligii angielskiej. Na kaca miał jedno sprawdzone lekarstwo. Zwlókł się z łóżka i wyrzucił połowę ubrań z walizki, by na samym jej dnie odnaleźć czyste spodenki i buty do biegania.
Po szybkim przemyciu twarzy zimną wodą, założeniu ubrań i jazdą windą był już w drodze na plażę. Brakowało mu biegania brzegiem morza, w Barcelonie często tak robił, niestety teraz w Londynie nie miał co do tego sposobności. Miał nadzieję, że na Hawajach uda mu się codziennie zrobić chociaż kilka kilometrów.  Już nie pamiętał, kiedy ostatni raz biegał bez słuchawek w uszach. W Londynie były jego nieodłącznym dodatkiem,teraz jednak wolał miarowy szum fal. Uspokajał go i  zapewniał swobodny przepływ myśli.
Cescowi bardzo podobał się mijany powolnym krokiem krajobraz. Teraz żałował, że zamiast małego domku przy plaży wynajął pokoje w hotelu. Skąd mógł wiedzieć, że one są takie ładne. Choć jednak nie, nie żałował. Przecież gdyby nie hotel i lekcje tańca, nigdy nie spotkałby Isabelle.
Przed jednym z domków mignęła mu burza brązowych loków. Zwolnił kroku i przyjrzał się dziewczynie. Wąska talia, wyrzeźbione uda, wyprostowana postawa, piękne rozpuszczone włosy...  czyżby to była ona? Zdecydowanie miał już obsesję, skoro wszędzie ją widział. Jednak nie potrafił przyśpieszyć kroku i minąć tego budynku. Zamiast tego zatrzymał się i intensywnie wpatrywał w plecy brunetki.
-  Isabelle zapomniałaś o kawie - Cesca dobiegł głos starszego mężczyzny, który wyszedł z domku i postawił na stojący na dworze  stoliku zastawionym jedzeniem dwa kubki.
Więc to jednak ona! Od razu ją rozpoznał, ale musiał się upewnić. Nie mógł oderwać wzroku od tancerki. Przysiadł na piasku tak, by będąc niezauważonym, móc się jej choć przez chwilę poprzyglądać. Nasypała sobie wielką górę musli do miski i zalała to jogurtem naturalnym.
- Mhmm dziadku, zrobiłeś mi espresso - nie musiał jej widzieć, by domyślić się, że właśnie się uśmiechała. Kąciki jego ust również uniosły się do góry. Było w tej sytuacji coś intymnego, że podglądał ją przy śniadaniu.
- Postawi cię na nogi przed pracą. Powiedz mi, co to za skwaszona mina?
- Nie ma takiej.
- Is, przecież widzę.
- Is -wyszeptał do siebie Cesc.  Podobało mu się. Jego hiszpański akcent nadawał temu zdrobnieniu takie miękkie brzmienie.
- No bo Matt się nie odzywa - westchnęła - Nie przyszedł wczoraj na naszą próbę, nie odbiera ode mnie telefonów, nie odpisuje na smsy. Jakby zapadł się pod ziemię.
- To tylko jedna próba, nie załamuj się tak. Każdy potrzebuje odpoczynku. Może miał ciężki dzień w pracy.
- Ciężki dzień w pracy - Isabelle prychnęła - Jeśli tak nazywasz tańczenie z wpatrzoną w niego maślanym wzrokiem wczasowiczkę, to tak, Matthew miał bardzo ciężki dzień w pracy.
- Isabelle, nie bądź dla niego taka surowa.
- Ale dziadku, konkurs zbliża się wielkimi krokami! Ta jedna opuszczona próba może zaważyć na wszystkim!
- Aż tak bardzo chcesz wygrać?
- Przecież wiesz, że to nie chodzi o wygraną, ale o nagrodę. Przydadzą się nam te pieniądze, naprawilibyśmy dach.
- To nie jest taka pilna sprawa, ten dach.
- No jak to nie? Jak pada to przecieka w kuchni i korytarzu.  To trzeba w końcu zrobić.
- Może ja nie kupię leków i załatamy ten dach, co?
- Nie ma mowy dziadku! Wygram z Mattem ten konkurs i będziemy mieli pieniądze - Isabelle skończyła jeść - Lecę, bo się spóźnię do hotelu.
Porwała torbę, ucałowała dziadka w policzek i zniknęła w mieszkaniu. Cesc po chwili podniósł się z pozycji siedzącej i rozprostował zastałe mięśnie. Szybkim truchtem ruszył w drogę powrotną do hotelu. Musiał się przecież przygotować do lekcji tańca. Dzisiaj zatańczy z Isabelle. Musi. Po prostu musi. Nie z Carlotą, nie z panią Helen, ale z Isabelle. To jest jego cel na dzisiaj. A on cele dnia zawsze wykonuje. To jak ze strzelaniem bramek, chce bramkę, to jest. Chce zatańczyć z piękną instruktorką, to to zrobi.



~~~~~~~

Cóż, mam dla Was małą wiadomość. Wyjeżdżam na około dwa i pół tygodnia na wieś, gdzie nie będę mieć internetu, więc raczej nic nie opublikuję. Plusem tej sytuacji jest to, że będę miała dużo czasu na pisanie.

Cesc sobie potańczył z Is, co? :D

Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał.

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 1.


- Dziadku śniadanie! - Isabelle krzyknęła z kuchni i położyła na stole ostatnie potrzebne produkty. Pozostawało jej tylko czekanie, jak przygotuje się kawa w ekspresie. Codziennie jadła śniadanie z dziadkiem, a potem wychodziła do pracy w pobliskim pięciogwiazdkowym hotelu. Była instruktorką tańca i do jej obowiązków należało zajmowanie się pozbawionymi zazwyczaj słuchu i talentu bogatymi gośćmi. Dawno by już rzuciła tę pracę, jednak nie mogła z kilku powodów. Nie umiała niczego innego, poza tańcem. Musiała gdzieś pracować, bo dziadek był chory i  potrzebowali pieniędzy. No i bardzo lubiła swojego partnera, a także najlepszego przyjaciela, Matta.
- Is kochanie, czy ty chcesz tu cały ten twój hotel wykarmić? - dziadek zaśmiał się i  usiadł przy zastawionym stole.
- W tym roku to się nie uda, strasznie dużo gości przyjechało - westchnęła.
- To chyba dobrze, co?
- Wiem, że powinnam się cieszyć, ale to oznacza więcej pracy i  o wiele mniej czasu na próby, a do konkursu coraz mniej czasu.
-Właśnie, jak wam idą przygotowania? 
- Myślę, że choreografię już mamy gotową. Teraz pozostanie nam tylko idealnie się jej nauczyć. Tylko nie wiem jak to wyjdzie, skoro będziemy mieli tak mało czasu na próby.
- Dacie radę - dziadek posłał Isabelle pokrzepiający uśmiech. 
- Musimy, przecież mamy zamiar wygrać.
Ten konkurs tańca był dla dziewczyny bardzo ważny. Główną nagrodą była wielka suma pieniędzy, której potrzebowała, by naprawić sypiący się już dom. Jej pensja ledwie wystarczała na życie i leki dla dziadka. Była bardzo dobrą tancerką i miała już propozycje, by wyjechać i tańczyć na przykład w Nowym Jorku, ale zawsze odmawiała. Nie mogła zostawić dziadka samego. Był jej jedyną rodziną i bardzo go  kochała. To właśnie dla niego męczyła się pracując z bogaczami w hotelu, zamiast być tancerką w jednym ze sławnych teatrów. 
- I takie podejście mi się podoba. A teraz jedz, bo zaraz się spóźnisz do tych twoich bogaczy.
- Stać ich na to, żeby czekać. 
- Isabelle!
- Oj już kończę dziadku - wywróciła oczami i podniosła się z krzesła. Wstawiła pustą miskę po musli do zlewu, ucałowała go w policzek i wyszła z domu. Zapowiadał się kolejny cudowny dzień użerania się z wyrachowanymi paniusiami śliniącymi się na widok jej partnera. Jak ona to uwielbiała.

*

Siedzieli w hotelowej restauracji i jak zwykle, gdy byli razem, jedli na śniadanie naleśniki. Carlota wpatrywała się w swój talerz, wspominając jak często budził ją ich zapach, gdy zostawała na noc u Sergiego. Westchnęła cicho. Nie po to Cesc ją tu przywoził, by znowu użalała się nad sobą. Chciała jakoś sobie poradzić z rozstaniem dla niego, w końcu tak bardzo się starał, by na jej twarzy na nowo zagościł uśmiech.
Hiszpan wertował z pasją hotelowy informator. Chciał znaleźć Carlocie jakieś zajęcie, żeby nie miała czasu myśleć o swoim byłym chłopaku. Może jeśli nie będzie się nudzić,to łatwiej oswoi się z myślą, że jest singielką. Zabrał ją na Hawaje, jednak to ona sama musiała chcieć skończyć z pozwiązkową żałobą, on nie mógł jej do niczego zmuszać.
- Mam! - wykrzyknął zadowolony z siebie - Co powiesz na lekcje tańca?
- Fabregas ty się dobrze czujesz? - Carlota spojrzała na niego z politowaniem.
- Oczywiście, że tak. 
- Nie pójdę na żadne lekcje tańca.
- Wiesz księżniczko, myślę, że powinnaś - poklepał się delikatnie po brzuchu - Przez te dwa miesiące leżenia w łóżku i jedzenia lodów trochę ci przybyło tu i ówdzie.
- Cesc! - pisnęła i spojrzała na niego obrażona.
- Dlatego takie lekcje tańca dobrze ci zrobią. A poza tym, nie będziesz tylko leżeć na plaży. Należałaś się w domu i masz efekty.
- Sama nie wiem - Carlota odłożyła widelec na talerz i popukała się pomalowanym paznokciem  brodę. Cesc dobrze znał ten gest i wiedział już, że wygrał. Jego pomysł po raz kolejny okazał się strzałem w dziesiątkę. Zaczynał sam z siebie być dumny. Jeszcze kilka dni i Carlota zapomni, że w jej życiu w ogóle istniał ktoś taki jak Sergi Brunet.
- Jeszcze będziesz mi dziękować siostrzyczko, jak na moim ślubie wyrwiesz jakiegoś piłkarzynę na kocie ruchy, których się tu nauczysz.
- Fabregas, czy ty planujesz ślub?
- A bój się Boga, tak tylko mi się powiedziało. Więc co z tymi lekcjami tańca? - uśmiechnął się.
- Pójdę na jedne zajęcia i jak mi się nie spodoba, to więcej się tam nie pojawię.
- Oczywiście.
- Przekonałeś mnie tym swoim ślubem.
- Ale księżniczko,to mi się tak tylko powiedziało. Jestem sam i dobrze mi z tym.
- Za singli - Carlota wzniosła do góry szklankę z sokiem pomarańczowym niczym toast.
- Lecę cię zapisać na zajęcia, a ty skończ tego naleśnika, tylko pamiętaj, że pójdzie w boczki. To z cyckami się nie sprawdza - poderwał się krzesła i szybkim krokiem opuścił restaurację, by uniknąć morderczego spojrzenia Carloty.

*

Wieczór Cesc z Carlotą postanowili spędzić poza hotelem. Spacerowali po plaży i moczyli stopy w ciepłej wodzie. Hiszpanka skakała przez fale tak, jak robiła to kiedyś. Cesc pamiętał wspólne wakacje na Lazurowym Wybrzeżu jak razem się wygłupiali, jeszcze przed rozwodem rodziców.
- Chodźmy tam! - pociągnęła go za rękę i wskazała na jeden z pobliskich barów.
- W sumie to czemu nie - ruszyli przez piasek przyciągani głośną muzyką.
Po wejściu Carlota zajęła od razu ostatnią wolną lożę, a piłkarz poszedł zamówić drinki.
Przez cały spacer zastanawiał go dziwny uśmiech goszczący na twarzy Carloty. Doskonale pamiętał, kiedy widział go po raz ostatni. Było to w dniu, gdy poznała Sergiego. Czyżby jego siostra poznała dzisiaj kogoś? Może to i dobrze, pomoże jej zapomnieć. Z drugiej strony bał się, by ktoś jej nie zranił. Ale czy to mogła być miłość? Czy wakacyjna miłość przetrwa wraz z końcem lata? To pewnie była po prostu zwykła znajomość, może trochę ulepszona. Chyba za bardzo zapędził się w tym swoim myśleniu. Zabrał drinki i wrócił do siostry. Mało się dzisiaj widzieli, dlatego dopiero teraz miał okazję ją wypytać, jak było na zajęciach.
- No więc ... - zagaił z uśmiechem - Jak było na lekcji tańca?
- Fajnie - Carlota zarumieniła się. Cesc przyjrzał się jej z zainteresowaniem. Czyżby miał rację? Postanowił drążyć temat.
 - Wrócisz tam jeszcze?
- Tak - zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
- Co ci się najbardziej podobało? - ku zdziwieniu piłkarza jego siostra spuściła wzrok i zakryła twarz włosami. Zdążył jeszcze zauważyć jak jej usta unoszą się w rozmarzonym uśmiechu. Bingo, Cesc Fabregas znowu miał rację - Dobra, przejdźmy do konkretów. Jak on ma na imię?
Carlota chwilę się nie odzywała, jednak wyszeptała w końcu - Matt.
- Gdzie się poznaliście?
- W hotelu.
- Jak?
- Na zajęciach.
- Boże kochany Carlota, czy ja wszystko muszę tak z ciebie wyciągać?! Prawie że siłą - spojrzał na nią poirytowany.
- O jeju, to on! - pisnęła i wskazała na parkiet.
Wzrok Cesca podążył za wyciągniętą dłonią Carloty. Początkowo nie mógł zrozumieć, kogo siostra chciała mu pokazać, jednak już po chwili spostrzegł ją...jego...ich. Tańczyli na środku parkietu. Pobieżnie przeleciał wzrokiem tancerza i skupił się na jego partnerce. Niska brunetka o krągłych kształtach poruszająca się idealnie w takt muzyki. Jej ruchy były tak idealne, że sprawiała wrażenie, że porusza się ponad parkietem. Na widok jej zgrabnych nóg, kręcących się seksownie bioder i burzy ciemnych loków serce piłkarza zabiło szybciej. Była...idealna. 
- Halooo, ziemia do Cesca! - Carlota pomachała mu dłonią przed oczami - To jest właśnie Matt, mój instruktor tańca. Boski, co nie?
- Taa, mhmm  - nawet jej nie słuchał. Cały czas uporczywie wpatrywał się w tancerkę. Liczył, że może się odwróci, jednak za bardzo skupiona była a muzyce - A ona?
- Jaka ona?
- Ta dziewczyna, ta brunetka, co tańczy razem z tym twoim.
- To Isabelle, jego partnerka.
Jego partnerka. Partnerka. Partnerka. To słowo obijało mu się cały czas po uszach. Zrobiło mu się przykro. Zaczął już liczyć, że może ją pozna i wywiąże się jakaś wakacyjna znajomość, a tu taka niespodzianka.
- Ale wiesz czego się dowiedziałam? - Carlota poklepała go po dłoni, żeby zwrócić na siebie jego uwagę - Oni nie są razem!
- Co? 
- Nie są razem! On jest wolny! - uśmiechała się szeroko.
- A ona?
- A co ty się tak o nią pytasz? Zresztą nie ważne - wzruszyła ramionami - Ona też jest.
Cescowi kamień spadł z serca. Dziwne, bardzo dziwne.
- Mam plan, jak zdobyć Matta, ale musisz mi pomóc.
- Ja?
- Pójdziesz ze mną na te lekcje tańca i będziesz udawał mojego beznadziejnego partnera. Wtedy Matt pokaże mi kroki osobiście, bo ty sobie nie będziesz radził, spojrzymy sobie w oczy i voila!
Początkowo nie chciał się zgodzić, jednak dotarło do niego, że jeśli plan siostry wypali, to on zatańczy z piękną instruktorką. Dla czegoś takiego gotów był udawać, że ma dwie kulawe nogi.
- Umowa stoi - uśmiechnął się do Carloty - Jutro będziemy tańczyć.
- Jej dziękuję! - pisnęła i zarzuciła piłkarzowi ręce na szyję.
Oderwał się od siostry i dopił drinka. Spojrzał ponownie na parkiet, gdzie Isabelle kręciła biodrami w rytm muzyki. Isabelle...taka idealna.  Isabelle...taka piękna. Isabelle...taka seksowna. Cholera, nawet imię miała seksowne. Magnetyzowała go swoimi ruchami, nie mógł od niej oderwać spojrzenia. Isabelle, już jutro razem zatańczymy.



~~~~~~~~~~~

To druga wersja tego rozdziału, ponieważ pierwsza mi się usunęła tuż przed dodaniem, i nie jestem z niej zadowolona. Cóż, jak zwykle. Powinnam się przyzwyczaić. Jakoś strasznie opornie szło mi pisanie dzisiaj.

Mam jednak wielką nadzieję, że Wam się podobało :)

wtorek, 1 lipca 2014

Prolog




Francesc Fabregas po jedenastu miesiącach spędzonych w Londynie wracał do Barcelony. Nie,nie po to, by ponownie dołączyć do swoich kolegów z byłego klubu, dumy tego miasta. Na to nie było mowy. Już nigdy więcej nie założy na siebie bordowo-granatowej koszulki. Wracał, ponieważ miał już dość ciągłych telefonów jego matki informujących go o stanie  siostry. Wracał, ponieważ jego siostra potrzebowała pomocy. Carlota od zawsze była najważniejszą kobietą w jego życiu i nie mógł znieść tego, że na jej twarzy gościły łzy. Z każdym dniem wiadomości od matki były coraz bardziej rozpaczliwe, także z chwilą, kiedy usłyszał, że sezon się zakończył i ma wakacje, popędził na lotnisko i wsiadł w pierwszy samolot lecący do Barcelony. Jego księżniczka potrzebowała pocieszenia i zamierzał go jej dać.
Taksówka zatrzymała się przed jego rodzinnym domem. Swoje wszystkie auta sprzedał wyprowadzając się z Katalonii, nie chciał też wypożyczać samochodu na lotnisku, dlatego został mu tylko taki środek transportu. Miał ogromne szczęście, że kierowca go nie rozpoznał, inaczej nie byłby potraktowany tak miło i nie dowiedziałby się tylu cennych informacji na temat swoich byłych już kolegów. Żaden z nich nie pogodził się z  jego zmianą klubu, dlatego Cesc nie był teraz mile widziany w Barcelonie. Pokręcił głową i odgonił smutne wspomnienia. Nie po to tu przyjechał. Musiał być szczęśliwy i postawić na nogi Carlotę. Taksówkarz patrzył na niego z wyczekiwaniem, a Hiszpan zdał sobie sprawę, że od kilku minut wpatruje się bez słowa w drzwi rodzinnego domu. Wyjął z tylnej kieszeni spodni portfel i podał mężczyźnie banknot o nominale dwustu euro. Stać go było na takie rzeczy, a naprawdę chciał jakoś docenić fakt, że nie został wysadzony na poboczu. Wysiadł z taksówki i gestem pokazał kierowcy, że da radę sam sobie wyjąć bagaże. 
Chwilę później już znajdował się w objęciach matki. Czuł, że połamie mu wszystkie żebra. Nuria po tym jak złamała nogę nie mogła się ruszać z domu dalej niż do Barcelony, nie widziała więc swojego syna już prawie rok. Logiczne, że się za nim stęskniła.
- Cesc, synku!
- Też się cieszę, że cię widzę - złożył na policzku mamy ogromnego całusa.
- Znowu urosłeś - spojrzała na niego z wyrzutem.
- Mamo to niemożliwe - zaśmiał się, ale po chwili chwycił za nieistniejącą fałdkę na brzuchu - No chyba, że chodzi ci o to.
- Oj Cescy Cescy - pokręciła głową i przytuliła go ponownie - Dobrze, że wróciłeś do domu.
- Gdzie ona jest?
- W swoim starym pokoju. Nie wychodzi z niego odkąd ją zostawił dwa miesiące temu.
- Dlaczego to zrobił?
Nuria wzruszyła ramionami, a Cescowi momentalnie dłonie zacisnęły się w pięści.
- Tak po prostu? 
- Ta po prostu - powtórzyła za nim matka z westchnieniem.
- Znajdę go i przestawię co nieco na tej wiecznie uśmiechniętej buźce - warknął. W tamtej chwili naprawdę miał ochotę pobić byłego chłopaka Carloty. Nikt nie może wywołać łez u jego księżniczki. Zawsze tak było. Już od czasów, gdy w piaskownicy ktoś wyrywał jej ulubioną łopatkę. Carlota od zawsze była jego oczkiem w głowie.
- Nie warto - Nuria położyła mu dłoń na ramieniu i spojrzała w oczy - Teraz najważniejsza jest twoja siostra.
Matka miała rację. Nie będzie tracił nerwów na nic nie wartego śmiecia. Wyminął swoją rodzicielkę i skierował się w stronę schodów. Aby dotrzeć do pokoju Carloty musiał pokonać aż trzy piętra. Nadal pamiętał dzień, kiedy zdecydował się oddać siostrze całe poddasze, byleby tylko nie nakablowała rodzicom, że widziała go z papierosem w ustach.
Dotarł pod białe drzwi oblepione różnokolorowymi naklejkami. Zapukał w nie delikatnie, a kiedy nie doczekał się zaproszenia, sam pozwolił sobie wejść. Nacisnął cicho klamkę i znalazł się w królestwie siostry. Nic jednak nie przypominało tego, do czego był przyzwyczajony. Carlota zaciągnęła żaluzje, tak że na poddasze nie wpadał ani jeden promień słońca. Na podłodze walały się zużyte chusteczki higieniczne, brudne ubrania oraz puste pudełka po lodach. Typowy widok dla porzuconej kobiety. Cesc przerabiał to nie raz.
Jego siostra leżała na łóżku i wpatrywała się tępo w sufit. Uśmiech zszedł mu  z ust. Jak ktoś mógł zrobić coś takiego jego księżniczce?! Tak bardzo cierpiała. Nie musiał nawet z nią rozmawiać, by to wiedzieć. Miała to wypisane na twarzy. Od zawsze jej pomagał i teraz zrobi to samo. Miał już plan.
Podszedł do okna i podciągnął żaluzje. Carlota podniosła się i spojrzała na niego wściekle. Udał, że zupełnie go to nie ruszyło. Musiał być twardy żeby postawić ją na nogi.
- Zasłoń to!
- Nie, koniec tego użalania się nad sobą.
- Dobrze mi tak - mruknęła i położyła się z powrotem.
- Wstawaj i pakuj się! - stanął nad Carlotą i ściągnął z niej kołdrę.
- Co? - uchyliła jedno oko.
- Za godzinę wyjeżdżamy.
- Nigdzie nie jadę! - wysunęła dolną wargę. Zawsze tak robiła, kiedy coś ją denerwowało.
- Nie pytam się ciebie o zdanie Fabregas - pociągnął ja za nogę i zrzucił z łóżka. Carlota spojrzała na niego wściekle, jednak nie powróciła do poprzedniej czynności, za to ruszyła w stronę ogromnej szafy. Cesc pokiwał z zadowoleniem głową. Jego ostra postawa zadziałała.
- Czekam na dole - zatrzymał się jeszcze w drzwiach  -  Nie zapomnij o bikini.
Carlota spojrzała na swojego brata z lekkim przerażeniem.
- Cesc, dokąd my jedziemy?
- Na Hawaje - puścił jej oczko - Czas w końcu wrócić do żywych i się zabawić.





~~~~

Jeny w życiu nie napisałam tak długiego prologu i jestem tym faktem bardzo zaskoczona. Aż się boję, co będzie później.

Blog w całości dedykowany mojej kochanej Izusi, którą będzie można odnaleźć w postaci głównej bohaterki.

Oj Cescy bardzo zepsuł mi wizję tego opowiadania przenosząc się do Chelsea, ale cóż. Wszystko da się jakoś wykorzystać i myślę, że wybrnęłam z sytuacji.

Nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić Was na historię wakacyjnych miłości rodzeństwa Fabregas :)