FC Barcelona

środa, 20 sierpnia 2014

Epilog




Isabelle wysiadła z taksówki pod Stamford Bridge i skierowała się w stronę osłoniętego wejścia przeznaczonego dla VIPów. Carlota załatwiła jej wejściówkę pod pretekstem odwiedzenia brata w Londynie. Tancerka bez żadnych problemów weszła na stadion i kierując się wskazówkami Hiszpanki zaczęła szukać szatni piłkarzy Chelsea.
Od pożegnania z Cesciem minął prawie rok, a od śmierci dziadka sześć miesięcy. Dlaczego dopiero teraz postanowiła pojawić się w Londynie? Potrzebowała czasu, by się pozbierać i zebrać na odwagę. Najpierw opłakiwała utraconą miłość piłkarza, a kiedy przestała, łzy leciały na nowo, tym razem z powodu pogrzebu dziadka. Potem nie potrafiła zebrać się w sobie i odezwać do Hiszpana. Wiele razy patrzyła już na jego numer na wyświetlaczu, lecz nie potrafiła nacisnąć zielonej słuchawki. Po prostu się bała. A co jeśli on jej już nie kocha? Jeśli ma inną? Jeśli jego "kocham cię" tak naprawdę nic nie znaczyło? Dopiero Matt rozmawiając z nią miesiąc temu pomiędzy opowiadaniem jak bardzo kocha Carlotę, a tym jak mu się podoba w Barcelonie, wtrącił, że Cesc jest smutny i nadal nie pozbierał się po rozstaniu z nią. Pozamykała wszystkie niedokończone sprawy na Hawajach, spakowała walizkę i wsiadła w samolot do Londynu. Postawiła wszystko na jedną kartę, musiała o nich zawalczyć. Tak jak rok temu w wakacje zrobił to Hiszpan. Dopiero w samolocie zdała sobie jednak sprawę, że nie potrafi się z nim spotkać. Bała się swoich uczuć i tego, co może się wydarzyć. Carlota poradziła jej wycieczkę na stadion i zobaczenie piłkarza w akcji - przyda mu się wsparcie. 
Is stanęła przed szatnią i próbowała nie zwracać uwagi na zainteresowane spojrzenia rzucane w jej stronę przez wychodzących piłkarzy. Czekała na tego jedynego. W końcu pojawił się i on. Z wzrokiem spuszczonym na podłogę, minął ją bez słowa. Początkowo Isabelle nie zareagowała, tak bardzo ucieszyła się, że znowu go widzi. 
- Cesc! - obróciła się i zawołała za nim - Cesc poczekaj!
Zatrzymał się i zamknął oczy. Wydawało mu się, że słyszy głos Isabelle. Nie, to niemożliwe. Pożegnali się na Hawajach prawie rok temu. Jego mózg znowu płata figle. Oh, jak bardzo za nią tęskni.
- Cesc, to ja - Is podeszła do niego i złapała za dłoń. Jak jej tego brakowało. W chwili, gdy ich palce się spotkały, przez jej ciało rozeszło się przyjemne ciepło. Była na swoim miejscu,  u jego boku.
- Is....Isabelle... - piłkarz spojrzał na nią oniemiały. Kiedy dotarło do niego, że tancerka naprawdę jest obok niego roześmiał się szczęśliwy i wziął mocno w objęcia. Dłońmi delikatnie dotknął jej twarzy, ramion,talii, linii ust,  włosów. Tak, to naprawdę ona - Boże Isabelle! 
Obkręcił ją w kółko i postawił na ziemi tylko po to, by złożyć na jej ustach czuły pocałunek. Tak bardzo za nią tęsknił. Teraz, nie wypuści jej ze swoich ramion, nie rozstanie się z nią  nigdy więcej.
- Ja też tęskniłam - na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Nie ukrywała, jaka jest szczęśliwa, że znowu go widzi.
- Is, a...?
- Pół roku temu - powiedziała cicho. Cesc nie musiał kończyć pytania, wiedziała, o co mu chodzi. Nie chciała jednak wracać do tego, wolała cieszyć się towarzystwem piłkarza.
- Tak mi przykro kochanie - ponownie wziął ją w objęcia.
- To nic - wyszeptała wtulona w jego ramię.
- Muszę biec na mecz, ale nigdzie mi stąd nie uciekaj! - puścił ją i ruszył za znikającymi kolegami z drużyny.
- Nie ruszam się już stąd! - uśmiechnęła się do niego - Cescy?
- Hm? - odwrócił się.
- Strzel dla mnie bramkę, co?
Podbiegł jeszcze do niej i pocałował.
- Nawet dwie skarbie - wyszeptał jej jeszcze do ucha.


KONIEC




~~~~~~~~

Tak bardzo chciałam zakończyć to opowiadanie źle, ale nie miałam pomysłu jak ;c A poza tym Izusia by mnie zabiła ;c Także mamy szczęśliwe zakończenie, Cesc kocha Is, Is kocha Cesca, będą żyli długo i szczęśliwie.

Dziękuję wszystkim, którzy czytali i komentowali to opowiadanie. Naprawdę dużo to dla mnie znaczyło.

Izunia, mam nadzieję, że Ci się podobało. To dla Ciebie misiu ;*

Zapraszam Was teraz na opowiadanie o Gerardzie Deulofeu.

sobota, 16 sierpnia 2014

Rozdział 6




Cesc wyszedł z domu Isabelle nad ranem i wrócił do hotelu. Wolał nie stawiać tancerki w krępującej sytuacji, jaka zazwyczaj była, kiedy nocni kochankowie budzili się obok siebie w jednym łóżku. Cesc wiedział jak to jest i jak bardzo krępująca jest ta pobudka. Ponadto nie chciał sobie sprawiać przykrości. A co jeśli nagły wybuch uczuć Isabelle był tylko chwilowy? A co jeśli ona tak naprawdę chciała po prostu spędzić przyjemną noc? A co jeśli on dla niej nic nie znaczył? Nie zniósłby tego, gdyby jego obawy okazały się prawdą. Dlatego wolał wrócić do siebie zanim jego ukochana się obudziła.
Piłkarz zszedł do hotelowej recepcji i odebrał przy kontuarze kluczyki do zarezerwowanego wcześniej samochodu. Wrzucił torbę z rzeczami potrzebnymi do przygotowania się przed konkursem na tylne siedzenie pojazdu i ruszył w krótką drogę do domku Isabelle. Razem mieli pojechać do znajdującego się na drugim końcu wyspy hotelu, gdzie organizowane było najważniejsze wydarzenie tych wakacji. Stresował się i nawet liczenie głębokich oddechów nie pomagało mu się uspokoić. Nic dziwnego, najlepsze było do tego bieganie, jednak dzisiaj z wiadomych względów nie miał na to czasu. Cesc nie wiedział nawet dlaczego się denerwował. Przed konkursem? Bo  bał się, że to z jego winy coś pójdzie nie tak. A może dlatego, że bał się spotkania z Is po tym, co się wczoraj między nimi wydarzyło? Nie darowałby sobie, gdyby ta wspólna noc zmieniła wszystko w ich kontaktach.. Z drugiej strony gdyby Isabelle go teraz znienawidziła, nie długo by musiał to znosić. Jutro razem z Carlotą wracają do Hiszpanii, a jego potem czeka jeszcze lot do Londynu. Złamane serce by miał, jednak rzuci się w wir meczy w Chelsea i będzie próbował o niej zapomnieć. Jak nie ta, to inna. Podobno... Kiedyś jeszcze wierzył w taką zasadę, jednak po spotkaniu Isabelle zaczął w nią wątpić. Jak mógłby zastąpić piękną tancerkę, którą darzył uczuciem? Tym  bardziej teraz, gdy poznał smak jej ust?
Pełen obaw zatrzymał się na poboczu pod jej domem i nacisnął kilka razy klakson. Nie potrafił zdobyć się na to, by wyjść i zapukać do drzwi. Oparł głowę o kierownicę i czekał. Jeszcze chwila i być może będzie wiedział na czym stoi.
Isabelle zatrzasnęła drzwi wejściowe i ruszyła w stronę samochodu. Gdy zobaczyła przez szybę Cesca, wróciły do niej wspomnienia wczorajszej nocy. Jego dłonie, jego pocałunki, aż wreszcie... Nie wierzyła, że mogła być aż tak nieprofesjonalna. Jeszcze nigdy nie połączyła życia osobistego z pracą. Była na siebie wściekła, że dała się ponieść chwili, pożądaniu, bo przecież nie uczuciu, prawda? Z drugiej jednak strony nie mogła być na siebie zła, kto by się oparł komuś takiemu jak Cesc Fabregas?
Isabelle dotarła w końcu do samochodu piłkarza. Powoli wrzuciła swoją torbę do bagażnika, jednak nie mogła już dłużej unikać tej chwili, więc w końcu otworzyła drzwiczki i zajęła miejsce na fotelu pasażera.
- Cześć - rzuciła nawet nie patrząc na piłkarza. Nie potrafiła zmierzyć się z tym, co wydarzyło się w nocy.
- Dzień dobry -  jego głosie zabrakło radości. A gdzie delikatne spojrzenie spod rzęs, a gdzie uśmiech skierowany w jego stronę? Jego obawy się spełniły, dla tancerki ich wspólna noc nic nie znaczyła. Zabolało go serce, ale nie miał zamiaru jej tego pokazywać. Pomoże jej wygrać ten konkurs, a potem zniknie z jej życia. Tak będzie najlepiej.
Przekręcił kluczyk w stacyjce i szykował się do odjazdu, gdy drobna dłoń Isabelle znalazła się na jego udzie.
- Cesc  musimy porozmawiać - jak on nie lubił takich słów. Cóż, ale teraz też na nie czekał, a może jednak...jednak to nie była pomyłka? - Musimy porozmawiać o wczorajszej nocy - dodała już  pewniejszym tonem.
- Wiem - oderwał spojrzenie od kierownicy i przeniósł je na tancerkę. Ich tęczówki się spotkały. Tak, kochał ją nad życie - Ja....
- To było nieporozumienie - przerwała mu dziewczyna, a jego serce prawie zatrzymało bieg - Daliśmy się ponieść chwili. To się nie może powtórzyć, Cesc. Nie sypiam z ludźmi, z którymi tańczę.
- Od jutra już nie będziemy razem tańczyć, Is - powiedział cicho, choć sam nie wierzył w to, co mówi.
- Nie sypiam też z gośćmi - każde jej kolejne zdanie sprawiało, że jego serce rozdzierało się na coraz mniejsze kawałeczki.
- Od jutra nim nie będę - rzucił w stronę okna.
- Cesc zrozum, że to było nieprofesjonalne - głos się jej załamał - I nie może się więcej powtórzyć.
- Jasne, zrozumiałem za pierwszym razem.
Zacisnął dłonie mocno na kierownicy. Gdyby ją puścił, nie mógłby opanować ich drżenia. Czyli miał rację...dla niej to nic nie znaczyło. Mimo tego, że nie darzyła go uczuciem, pomoże jej. Przecież nie przestanie jej kochać, tylko dlatego, że ona nie kocha jego. Gdyby to było takie łatwe...
Gdy samochód ruszył, odważyła się w końcu spojrzeć na Cesca. Cały był spięty. Wiedziała, że dobrze zrobiła, nie mogli przecież ze sobą sypiać, dlaczego jednak patrząc na piłkarza, wewnątrz siebie czuła tak ogromny smutek?

*

Cesc uśmiechał się szeroko i nie mógł oderwać wzroku od Isabelle. Stała wśród tych wszystkich ludzi obecnych na konkursie i przyjmowała gratulacje. Wygrali, udało się im tak, jak to przypuszczał. Musieli wygrać. Cesc tańczył z nią właściwie to tylko dla tej chwili, by móc zobaczyć, jaka jest szczęśliwa. Isabelle zasługiwała na tę nagrodę i rozpierała go wewnętrzna duma, że w jakiś sposób pomógł jej osiągnąć sukces. Była taka cudowna. Isabelle, jego ukochana. Isabelle, która go nie kochała. Nigdy jej nie zapomni. Nawet gdy wróci do Londynu, a wokół niego znowu będą pojawiać się kolejne modelki i inne kobiety ze świata show biznesu. Żadna nie będzie takk idealna jak ona. Jedyna na świecie i niepowtarzalna. A on...on nie mógł jej mieć. Chciał ją całować na powitanie  i na dobranoc, być przy niej w najważniejszych momentach jej życia, budzić się przy niej i zasypiać, obserwować jak tańczy, całować by poprawić jej humor. Po prostu być przy niej na dobre i na złe, na zawsze. Jednak nie było mu to dane. Jego serce chciało rozpaść się na milion maleńkich kawałeczków, ale nie potrafiło, przecież miało dla kogo bić. Dla Isabelle.
Czekał aż w końcu będzie mógł do niej podejść i porozmawiać. Kiedy tańczyli, podjął decyzję. Nie mógł dłużej ukrywać swoich uczuć, musiał jej powiedzieć, że jest najważniejszą kobietą w jego życiu. Wiedział, że zostanie odrzucony, jednak nie miało to dla niego większego znaczenia. Liczyło się dla niego tylko to, że już nie będzie ukrywał przed Is swoich uczuć.
Podszedł do tancerki i złapał ją za łokieć obracając w swoją stronę.
- Cesc, wystraszyłeś mnie! - Isabelle spojrzała na piłkarza z wyrzutem, ale prawie od razu na jej ustach pojawił się uśmiech. Zarzuciła mu ręce na szyję i ponownie tego dnia wykrzyknęła - Wygraliśmy!
- Wiem - jego serce zalała fala ciepłych uczuć. Jak mógłby jej nie kochać? Schował twarz w jej włosach i wdychał zapach kokosowego szamponu do włosów. Kto wie czy nie po raz ostatni - Is, możemy pogadać?
- Jasne, w samochodzie będzie dużo czasu.
- Proszę cię, chciałbym teraz.
Wyraz jego oczu sprawił, że tancerka zaczęła się zastanawiać, o co może mu chodzić. Miała wielką nadzieję, że nie powróci do tego, co wydarzyło się między nimi w nocy. Nie chciała o tym rozmawiać, nie teraz, kiedy jeszcze nie przemyślała sobie tego do końca.  Nie teraz, kiedy powinna cieszyć się z wygranej i z faktu, że będzie miała za co naprawić domek.
- To coś ważnego?
Pokiwał głową i ruszył w stronę tarasu. Westchnęła i niechętnie poszła za nim. Niech ma już to z głowy.
- Cesc, tylko błagam, nie wracaj do tego, co było między nami w nocy. Ustaliliśmy, że to zamknięty temat.
- Kocham cię - tak po prostu. Już. Powiedział jej. To wcale nie było takie straszne, jak sobie wyobrażał. Dwa słowa, ale o jak wielkiej mocy.
Isabelle spojrzała na niego zaskoczona. Jak to ją kochał? Chyba musiała się przesłyszeć.
- Kocham cię Isabelle - powtórzył.
Dobrze, że opierała się plecami o balustradę, bo nogi odmówiły jej posłuszeństwa.  Wcale się nie przesłyszała, naprawdę powiedział te dwa słowa, które do tego momentu kierował do niej tylko dziadek i rodzice. Cesc ją kochał. Ktoś taki jak on kochał zwykłą tancerkę mieszkającą na Hawajach. Nie mogła w to uwierzyć. Słysząc te słowa w jej sercu coś drgnęło. Jakby dopiero teraz zrozumiała, co tak naprawdę czuła. I to właśnie ta świadomość tak ją przeraziła.
- Is kocham cię - Cesc powtórzył to po raz kolejny, tym razem coraz pewniej - Nie chcę, żeby to był nasz koniec. To nie musi być nasz koniec! Boże Is, wyjedź ze mną do Londynu!
Jakaś część niej chciała to zrobić, bo czuła to samo, co on. Jednak ta bardziej praktyczna część jej natury wiedziała, że nie może tego zrobić. Nie może zostawić dziadka, nie może uciec z Cesciem, nie ważne, co do niego czuła. Musiała tu zostać.
Isabelle nie potrafiła wykrztusić słowa. Jeśliby otworzyła usta, zaczęłaby płakać. Zrozumiała w końcu, że też go kocha ale nie mogą być razem. Zrobiła pierwsze, co przyszło jej do głowy i wydało się najlepsze. Odwróciła się na pięcie i uciekła, zostawiając Cesca samego.

*

Isabelle przez całą noc nie mogła zmrużyć oka. Cały czas odtwarzała w głowie wczorajszą noc, a także sytuację, która miała miejsce po konkursie. Przewracała się z boku na bok próbując zapomnieć o słowach Cesca. Kochał ją. Nie była tylko chwilowym romansem, dziewczyną, którą można zaliczyć i zostawić nie licząc się z jej uczuciami. Cesc ją kochał. Nie mogła uwierzyć w to, że ktoś taki jak on mógł spojrzeć na nią. Zwykłą tancerkę mieszkającą na Hawajach. On, wielki piłkarz reprezentacji Hiszpanii, Arsenalu, FC Barcelony, a teraz Chelsea i ona. To było tak nierealne, a jednak prawdziwe. Kochał ją.
Długo nie chciała się do tego przyznać, ale w końcu musiała. Isabelle też kochała Cesca. Choć wiedziała, że nie może obdarzyć uczuciem osoby, z którą tańczyła, bo to profesjonalne, to zakochała się w piłkarzu. Był ucieleśnieniem jej marzeń. Przy nim czuła się niczym księżniczka. Sprawiał, że uśmiech nie schodził jej z twarzy. Rozumiał ją tak jak nikt inny wcześniej. Kochał ją tak samo mocno, jak ona jego. A Is chciała mu teraz pozwolić odejść. Bez pożegnania. Bez usłyszenia, że czuje to samo.
Isabelle zerwała się z łóżka i nie patrząc na to, co ma na sobie i jak wygląda, wybiegła z mieszkania. Musiała się śpieszyć, jeśli chciała zdążyć przed jego wyjazdem. Biegła  do hotelu, ile jej tylko sił starczyło. Miała wielką nadzieję, że zdąży.  Nie przeżyłaby, gdyby Cesc już wyjechał.
Wpadła do holu i zatrzymała się zdyszana. Rozejrzała w około, jednak nigdzie nie widziała Hiszpana. Przy kontuarze recepcji dostrzegła za to długie ciemne włosy, które z pewnością musiały należeć do jego siostry. Podeszła do niej i zapytała niepewnie:
- Carlota?
Dziewczyna obróciła się powoli i zmierzyła ją spojrzeniem od góry do dołu.
- O, to ty - ton jej głosu był zimny niczym lód. Isabelle aż wzdrygnęła się. Więc ona już wie. Cesc na pewno jej powiedział, jak go potraktowała.
- Powiesz mi, gdzie jest Cesc? - spytała drżącym głosem.
- Raczej nie.
- Carlota proszę cię! To bardzo ważne.
- Ważne jest to, co on czuje. Złamałaś mu serce. O jeden raz za dużo.
- Ja... ja... - Is nie wiedziała, co ma powiedzieć. Carlota miała rację. Wszystko zepsuła tą swoją wczorajszą ucieczką.
- Isabelle - usłyszała nagle za plecami  głos piłkarza.
- Cesc - odwróciła się i spojrzała w te jego czekoladowe oczy - Ja... chciałam się pożegnać...Cesc... ja...
- Do widzenia - powiedział sztywno. Co niby innego miał powiedzieć? Nie chciała go. Musiał się pożegnać z honorem, nie mógł pokazać, jak bardzo jego serce krwawi.
- Cescy to nie tak! -podeszła do niego i wzięła go za rękę - Ja...ja cię kocham.
Udało się. Powiedziała mu, co czuję i spłonęła przy tym wielkim rumieńcem. Już wie, że nie jest w tym uczuciu osamotniony. Oboje się kochają.
- Kochasz mnie? - zapytał z niedowierzaniem, a ona delikatnie pokiwała głową.
Nie obchodząc się tym, co pomyślą sobie ci wszyscy ludzie zgromadzeni w holu, wziął tancerkę w ramiona i złożył na jej ustach czuły pocałunek. Kocha go! To była najlepsza wiadomość, jaką w życiu usłyszał. Gdy w końcu się od siebie oderwali, z jego twarzy nie schodził szeroki uśmiech. Nie wypuszczając jej z ramion, rozejrzał się wokół.
- Is skarbie, a gdzie twoja walizka?
- Jaka walizka?
- Nie jedziesz ze mną do Londynu?
- Cescy nie mogę - głos się jej załamał, a w oczach pojawiły pierwsze łzy - Nie zostawię dziadka.
- Ale...ale przecież mnie kochasz ... - jakby to cokolwiek mogło zmienić. Smutek w jego oczach był porażający. Zdobył ją tylko po to, by zaraz utracić. To nie tak miało być.
- Kocham cię najmocniej na świecie - uśmiechnęła się lekko przez łzy - I nigdy nie przestanę. Ale nie mogę go zostawić, nie teraz, gdy jest chory. Przecież wiesz jak jest.
- Wiem - westchnął i schował twarz w jej włosach. Po dłuższej chwili oderwał się od niej i spojrzał w oczy, te najpiękniejsze na świecie, te, które powinny być pierwszym, co zobaczy każdego ranka - Is, czyli to pożegnanie?
- Przepraszam Cesc.
- Kocham cię - starł kciukiem łzy z jej policzka i pocałował po raz ostatni.
- Ja ciebie też. Na zawsze.
Objął ją i przejechał dłońmi po całym jej ciele chcąc zapamiętać ją na zawsze. Isabelle, jego ukochana. Nigdy o niej nie zapomni. Nie potrafił wykrztusić słów pożegnania. Nie potrafił i nie chciał. Wziął swoją walizkę w dłoń i ruszył do wyjścia z hotelu. Nie mógł na nią spojrzeć. Nie chciał pamiętać jej takiej zapłakanej. Chciał na zawsze mieć przed oczami zatraconą w muzyce z błogim uśmiechem na twarzy Isabelle.
- Te quiero Isabelle - wyszeptał do siebie, gdy opuszczał hotel.
- I love you Cescy - powiedziała przez łzy, gdy zniknął z holu.
Została sama. Z dziadkiem, ale jednak sama. Para siempre.
Był z siostrą i jej chłopakiem, ale jednak sam. Forever.



~~~~~~~~~~

Udało mi się napisać. W końcu. Aż nie wierzę w to, jak ciężko było mi na to znaleźć czas ;o

Dobrze, że ten blog zbliża się do końca, bo z każdym rozdziałem coraz mniej komentarzy, więc chyba się nie podobało.

Do zobaczenia na epilogu i blogu o Gerardzie Deulofeu, który znowu został wypożyczony nie wiem po jaką cholerę ;/

Anyway, jestem zadowolona z końcówki.

sobota, 9 sierpnia 2014

Rozdział 5



Cesc siedział na parkiecie studia i z wyczekiwaniem wpatrywał się w drzwi. Jeszcze chwila, a przejdzie przez nie ona – Isabelle – dziewczyna, która nie wiadomo jakim sposobem skradła jego serce. Dzisiaj był pierwszy dzień ich treningów przed konkursem. Sam nadal nie wiedział, dlaczego zaproponował jej pomoc, ale po prostu czuł, że musi tak zrobić. Bardzo cieszył się, że tancerka zgodziła się przyjąć jego propozycję. Oboje przecież mogli sobie pomóc. On jej w wygraniu konkursu, Isabelle Cescowi po prostu będąc przy nim.
Cesc nie potrafił sobie wyobrazić, jak będą wyglądać ich wspólne próby. Nie miał zielonego pojęcia o tańczeniu. Jakoś umiał poruszać się po parkiecie, jednak daleko mu było do poziomu, jaki  prezentowała sobą Isabelle. Hiszpan wiedział, że jeszcze wiele musi się nauczyć, jednak był gotowy wylewać z siebie w studiu  ostatnie poty. Wszystko, byleby tylko Isabelle wygrała ten konkurs. Zasługiwała na to.
Drzwi w końcu otworzyły się i stanęła w nich Is. Piękna jak zwykle. Rzuciła torbę przy wejściu i ruszyła w stronę Cesca. W międzyczasie zebrała swoje loki w wysokiego kucyka i  spięła je różową gumką. Klapnęła na parkiet obok piłkarza. Nawet to wydawało mu się w jej wykonaniu pełne wdzięku.
- Hej – przywitała się i położyła na plecach  na podłodze. Cesc nie mógł oderwać wzroku. Jej klatka piersiowa falowała w rytm jej oddechu. Miał wielka ochotę ułożyć się obok niej i złożyć na jej ustach czuły pocałunek, jednak nie po to się tu znalazł. Mieli konkurs do wygrania.
- Dzień dobry – uśmiechnął się do niej – Źle się czujesz?
- Nie, dlaczego? – Is zmieniła pozycję i położyła się na brzuchu, patrząc przy tym uważnie na Hiszpana.
- Bo… jakaś taka blada jesteś i no.. – zaczął się jąkać pod jej bacznym spojrzeniem, co wywołało uśmiech na jej twarzy – masz takie to fioletowe coś pod oczami.
- Masz na myśli cienie?
- A ja nie wiem, może i tak. Carlota zawsze pacykuje się wtedy tam jakimś beżowym mazidłem.
- Czyli korektorem?
- A ja nie wiem – wzruszył ramionami.
- Oj Cesc – Isabelle zaśmiała się i pokręciła głową. Piłkarz zrobił obrażoną minę, więc tancerka lekko szturchnęła go w ramię – Myślę, że lekcje tańca sobie na razie odpuścimy, a zamiast tego pouczymy się co nieco o kobietach, co?
- Wiem dużo o kobietach – mruknął – Więc czemu masz te cienie, co?
- Nie wyspałam się. Wiesz, z Mattem już miałam  gotową całą choreografię i wybraną muzykę. Wyszło, jak wyszło i będę tańczyć z tobą. Musiałam wymyśleć nowy układ i siedziałam nad tym całą noc.
- Czemu, nie mogło zostać to, co już miałaś?
- Nie Cesc. Matt to profesjonalny tancerz, dla ciebie by to było za trudne i nie dałbyś sobie rady.
- Dałbym – Cesc nienawidził, jak ktoś mu  wchodził na ambicje. Dawał wtedy z siebie wszystko, co mógł.
- Spokojnie – powiedziała, widząc jego minę – Ułożyłam układ, który będzie łatwy, ale jednocześnie skomplikowany.
- Czyli wygramy – Cesc podniósł się z kolan i podał jej dłoń, by pomóc Is wstać.
- Pytanie tylko, czy dasz radę?
- Dam na pewno – powiedział z przekonaniem.

*

- Cesc przestań się na mnie patrzeć! – Isabelle leżała na plaży na ręczniku i próbowała się opalać. Należała jej się ta przerwa, od ponad półtora tygodnia każdy dzień spędzała z piłkarzem próbując sprawić, by choć trochę przypominał tancerza.
- Nie patrzę się – zaprzeczył i od razu odwrócił wzrok. Przyłapała go! Jakim cudem, skoro miała zamknięte oczy i na dodatek jeszcze okulary przeciwsłoneczne?! Ta kobieca intuicja przyprawiała go czasem o dreszcze.
Isabelle jednak miała rację, gapił się na nią i nie mógł się powstrzymać. Ale to w ogóle nie była jego wina. To ona wyglądała tak nieziemsko w rozpuszczonych włosach, białych okularach i intensywnie różowym bikini, które mocno kontrastowało z jej opaloną skórą. Na dodatek te jej kształty. Marzenie każdego faceta, a on miał Is tuż obok siebie, wręcz na wyciągnięcie ręki.
Odkąd rozpoczęli wspólne treningi tancerka stała mu się naprawdę bliska. Nie wyobrażał sobie dnia, w którym jego pobyt na Hawajach się skończy, a on będzie musiał ją pożegnać. Nie, dla Cesca było to tak odległe w czasie jak rok 2100. Wolał nie myśleć o przeszłością, a skupić się na tym, co tu i teraz. Chciał spędzać z tancerką każdą chwilę, choć i tak byli ze sobą większą część dnia. Isabelle po prostu stawała się jedną z najważniejszych kobiet w jego życiu i nic nie mógł na to poradzić. Zresztą nawet nie chciał.
- Cesc ty się gapisz i na dodatek jeszcze kłamiesz! – Isabelle podniosła się na łokciach, zdjęła okulary i przyjrzała mu się. Było na czym oko zawiesić. Piłkarz niedawno wrócił z wody. Kropelki wyznaczały na jego piersi delikatne szlaczki, by po chwili wyparować z powodu promieni słonecznych. Włosy miał w nieładzie, co jeszcze dodawało mu  uroku. I te mięśnie… Isabelle mimowolnie sapnęła cicho. Niby powinna się przyzwyczaić do jego widoku po tylu godzinach treningu, ale nadal wzbudzał w niej podziw i coś jeszcze, czego jednak nie potrafiła nazwać.
- No dobra, masz mnie – zaczerwienił się i spuścił wzrok.
Isabelle uśmiechnęła się lekko. Powoli zaczynało do niej docierać, jak bardzo na niego działa. Jak na razie  nie chciała się nad tym zastanawiać, wolała cieszyć się chwilą.
Poderwała się z ręcznika i klepnęła Cesca w ramię – Ostatni w wodzie stawia shake’i!
Popędziła na złamanie karku przez plażę, jednak nie wygrała. Zaklęła w duchu. Tak to jest ścigać się z piłkarzem.
Cesc stał po kolana w wodzie i uśmiechał się triumfalnie. Nie przejęła się tym, że przegrała i niczym małe dziecko rzuciła się na fale. Dzisiaj mieli dzień wolny, postanowiła się więc bawić. Przeskoczyła jedną, drugą, gdy poczuła, jak czyjeś mocne ramiona obejmują ją w talii i unoszą do góry. Znała już ich dotyk bardzo dobrze. Cesc.
- Zobaczymy, czy umiesz pływać tak dobrze, jak tańczyć – wyszeptał jej do ucha i ruszył głębiej.
- Nie Cesc, przestań! – Is pisnęła i zaczęła się miotać w jego ramionach. Zupełnie zapomniała mu powiedzieć, że ona w ogóle nie umie pływać. Może i wbiegła do wody jak szalona, ale nigdy nie wchodziła głębiej niż do pasa.
- Ej, spokojnie! – zaśmiał się i szedł dalej – Fryzura będzie cała…Chyba.
Cesc błędnie odczytał jej przerażenie. Isabelle chwyciła go mocno za szyję i przywarła do jego ciała.  Zacisnęła oczy, nie chciała widzieć, jak daleko od brzegu się znajdują. W głębi duszy błagała go, by się w końcu zatrzymał. Tak bardzo się bała, że nawet nie liczył się dla niej fakt, jak blisko siebie byli. Jego gorący oddech na jej policzku. Jego dłonie na jej talii. Jej dłonie na jego szyi. Jej policzek tuż przy jego.
- Cesc proszę, zatrzymaj się – wyszeptała drżącym głosem – Ja… ja nie umiem pływać.
- Nie umiesz pływać?! – Hiszpan zatrzymał się raptownie i spojrzał w przerażone oczy Isabelle. Woda sięgała mu już za ramiona.
- No nie.
- Boże przepraszam – jęknął – Czemu mi nic nie powiedziałaś?
- Bo…za bardzo się bałam – spuściła wzrok.
Ogrom ciepłych uczuć wypełnił go, gdy na nią spojrzał. W tamtej chwili Isabelle była dla niego wszystkim.
- Is, popatrz na mnie – powiedział łagodnie. Tancerka w końcu podniosła wzrok i utkwiła go w jego czekoladowych tęczówkach – Ze mną nic ci nie grozi, jesteś bezpieczna, trzymam cię.
Na znak, że nie ma się czego bać, wzmocnił uścisk. W życiu by się nie spodziewał, że Isabelle nie potrafi pływać. W jego ramionach taka przerażona wyglądała na kruchą i delikatną. Nie mógł się dłużej powstrzymywać, musiał ją w końcu pocałować.  Inaczej oszaleje.
Pochylił nieznacznie głowę w jej stronę i już miał złączyć razem ich wargi, gdy mocniejsza fala zalała mu głowę. Prychając i parskając ruszył w stronę brzegu. Mógł jeszcze zostać z nią w wodzie, jednak idealna chwila została zmarnowana.

*

Dotarli zdyszani na ganek domu Isabelle. Krótka przebieżka w deszczu, który całkowicie ich zaskoczył, zmęczyła ich. Cesc właśnie odprowadzał tancerkę do domu po ostatnim już treningu przed konkursem, gdy spadła na nich pierwsza kropla. Później była kolejna i kolejna, aż rozpadało  się na dobre. Piłkarz wziął ją za rękę i  ostatni kilometr pokonali już w biegu.
Isabelle zatrzymała się przed drzwiami i wykręciła mokre włosy. Położyła torebkę na wycieraczce i oddychała ciężko.
- Ten bieg.. to  zbyt wiele na dzisiaj -  oparła się plecami  o drzwi. Kiedy w końcu złapała oddech spojrzała na Cesca, stojącego na ostatnim stopniu, i uśmiechnęła się szeroko – Deszcz na Hawajach! To cudowne!
Zaśmiała się radośnie.
Hiszpanowi automatycznie kąciki ust uniosły się w górę. Uwielbiał, jak się śmiała. Zresztą całą ją uwielbiał. Nie, nie uwielbiał. Kochał. Może to dziś jest ten właściwy moment?
Strzepał wodę z włosów i spojrzał za siebie na padający deszcz.
- No to… ja się będę zbierał. Do jutra, Isabelle.
- Cesc poczekaj – złapała go za dłoń – Przecież nie będziesz wracał w taki deszcz. Jeszcze się przeziębisz, a jutro konkurs. Nie mogę na to pozwolić. Chcesz przeczekać deszcz u mnie?
- A dziadek? Nie będę przeszkadzał?
- Nie, wchodź – otworzyła drzwi i gestem zaprosiła piłkarza do środka – Poznasz dziadka, jeśli jeszcze nie śpi.
- No dobrze – wszedł za nią i ruszył po omacku po mieszkaniu, kierowany tylko zarysem jej sylwetki.
Isabelle próbowała włączyć światło w każdym pomieszczeniu, które mijała, jednak bezskutecznie. Kiedy dotarła do kuchni poświeciła sobie telefonem w poszukiwaniu świeczek. Zapaliła jedną i postawiła na stoliku. Dopiero wtedy spojrzała na Cesca.
- Chyba wywaliło korki.
- Gdzie? Rzucę na nie okiem.
- Cesc nie trzeba, do rana powinno przejść.
- Nie pozwolę ci siedzieć do rana bez prądu – spojrzał na nią z  troską – Gdzie te korki?
- Pokażę ci – westchnęła i poprowadziła go korytarzem – O tutaj. Pomóc ci może?
- Jakbyś mi tak trochę poświeciła, tak z lewej, co?
Isabelle podeszła do Cesca i stanęła za nim, świecąc mu. Chwilę pogrzebał w skrzynce i po chwili zalało ich światło. Obrócił się z uśmiechem do Isabelle.
- I gotowe.
Ich twarze znalazły się tuż obok siebie. Cesc mógł policzyć wszystkie złote nitki znajdujące się w oczach Isabelle. To była ta chwila, nie może jej zmarnować. Lepszej już nie będzie miał.
Delikatnie położył dłonie na talii tancerki i przysunął ją do siebie. Isabelle oparła dłonie o jego klatkę piersiową i spojrzała prosto w jego czekoladowe tęczówki. Wiedziała, co się zaraz wydarzy. Czy chciała tego? Sama nie była pewna. Nie chciała się nad tym teraz zastanawiać. Teraz liczył się dotyk jego dłoni i usta, które bardzo szybko zbliżały się do jej warg.
Niby wiedziała, co ma się wydarzyć, jednak nie była przygotowana na tę chwilę. Było o wiele lepiej, niż sobie wyobrażała. Wargi Cesca delikatnie spotkały się z jej. Tym pocałunkiem wyrażał całe swe uczucie, jakim ja darzył. Czule pogłaskał ją po plecach i pocałował bardziej namiętnie. Isabelle poddała się mu całkowicie. Piłkarz od początku ją pociągał i tym pocałunkiem wyzwolił rozpierające ją pożądanie.
Isabelle oderwała się od Cesca, zgasiła światło i wzięła go za rękę. Po raz kolejny tego wieczoru Hiszpan po omacku podążał za swoją ukochaną. Tym razem jednak wiedział, gdzie skończy się jego droga. Nawet w najśmielszych marzeniach nie wyobrażał sobie takiego finału tego dnia. Isabelle zamknęła drzwi od swojego pokoju i pocałowała Cesca. Tym razem to ona przejęła inicjatywę. Popchnęła go na łóżko i usiadła na nim okrakiem ściągając przy tym przemoczoną koszulkę.
Tej nocy liczyło się tylko rozpierające ją pożądanie. Pożądanie, ale  i coś jeszcze… czyżby miłość?



~~~~~

Ten rozdział to jakaś katastrofa. Nie wypowiadam się na jego temat. Jeszcze jeden i koniec. Może to i dobrze...

Na życzenie głównej bohaterki, mojej kochanej Izusi, ostatni wieczór przed konkursem nie zakończył się tylko pocałunkiem. Niby od początku miałam zaplanowane, że wydarzy się coś więcej, ale jednak chciałam to zmienić, żeby było bardziej, no, niewinnie. Jednak Iza chciała czegoś więcej. Cóż, ma prawo, w końcu to blog o niej samej.

Nie mam zielonego pojęcia, kiedy będzie kolejny rozdział. Ostatnio wręcz zamieszkałam w pracy ;/

Następne opowiadanie będzie o Gerardzie Deulofeu: http://aixi-que-sera-millor.blogspot.com/

czwartek, 31 lipca 2014

Rozdział 4



Cesc otworzył oczy i jęknął cicho. Jak mocno łupało go w głowie. O dziwo nie dlatego, że za dużo  wypił, ale z niewyspania. Nie potrafił myśleć o niczym innym, jak o wczorajszym wybuchu Isabelle. Przez całą noc próbował zrozumieć, co się wydarzyło i dlaczego w ogóle coś takiego się stało, jednak nie potrafił znaleźć wytłumaczenia. Zasnął dopiero nad ranem, tylko dlatego, że nie miał już siły myśleć o tej sytuacji. A i tak nawet kiedy spał, miał ją przed oczami. Piękną, poruszającą się w rytm muzyki tylko dla niego. Cesc zaczynał dochodzić do wniosku, że wpadł w obsesję. Jeszcze nigdy o kimś tak wiele nie myślał. No chyba że o siostrze, którą kochał nad życie.
Myślał całą noc i nadal nie znalazł rozwiązania. Przeanalizował całe swoje zachowanie w poszukiwaniu powodu, przez który ona go nienawidzi i nic. Nie widział niczego, co zrobił źle. Nawet kiedy tańczyli nie dał jej do zrozumienia, jak wiele dla niego znaczy. Pozostawało mu przyjąć, że Isabelle wybuchła na niego tak po prostu, sama z siebie. Nie potrafił jednak pogodzić się z takim wytłumaczeniem. Za jej zachowaniem musiało kryć się coś głębszego i Cesc miał zamiar to odkryć.
Zwlókł się z łóżka i ubrał wczorajsze rzeczy do biegania. Wczoraj zapomniał je oddać do prania, a dzisiaj nie miał siły szukać czystych. Trudno, wytrzyma jeden dzień w ubraniach śmierdzących jego potem. Dla niego bieganie było najlepszym lekarstwem na wszystko. Pewnie gdyby nie został piłkarzem, skończyłby jako biegacz górski albo ktoś taki jak Kilian Jornet, jeden z najlepszych sportowców, jakiego znał.
Wychodząc z pokoju, nawet nie spojrzał na zegarek, ale musiało być jeszcze wcześnie, bo w hotelowym holu nie było prawie żywej duszy. Cieszyła go taka sytuacja, im mniej ludzi widzi go w takim stanie, tym lepiej. Nawet jeśli ma wakacje i może wyglądać niczym skacowany. Nastawił zegarek i pulsometr i spokojnym truchtem skierował się na plażę. Zapowiadał się naprawdę gorący dzień, mimo takiej wczesnej pory słońce już raziło go w głowę. Zatrzymał się nad brzegiem, zdjął siatkowaną koszulkę i zawiesił ją sobie na głowie, by chroniła go przed promieniami słonecznymi. Tak ubrany ruszył w dalszą drogę.
Nie zwracał uwagi na to, gdzie biegnie, jednak jego podświadomość sama podjęła za niego decyzję w sprawie wyboru trasy. Nogi same poniosły go tam, gdzie wczoraj. Na ten sam kawałek plaży, przed domkiem Isabelle. Zatrzymał się zaskoczony, przetarł dłonią spocone czoło i wyłączył zegarek. Mimo tak wczesnej pory nie był tu sam. Dostrzegł drobną postać siedzącą na piasku i wpatrującą się w wodę. Wystarczyło mu  jedno spojrzenie, by wiedzieć kto to jest. Ona. Los najwyraźniej mu dzisiaj sprzyjał.  Zdjął buty, wziął je w dłoń i ruszył przez piasek w jej stronę. To była jego szansa, by to dowiedzieć się, o co jej wczoraj wieczorem chodziło i by to wszystko naprawić. To była jego kolejna szansa, by z nią porozmawiać. Tym razem zrobią to jak normalni ludzie, żadnych krzyków, zero tańca, po prostu rozmowa.
Zbliżył się do Isabelle i od razu uśmiechnął. Jeszcze go nie zauważyła, wykorzystał więc okazję, by się jej przypatrzeć z bliska. Jej długie loki rozwiewała delikatna bryza. Na sobie miała długą sukienkę, a na ramiona, mimo gorącej pogody, zarzuciła sweter. Wyglądała na przybitą. Wywnioskował to, kiedy spojrzał na jej podpuchnięte i czerwone oczy. Na pewno płakała.
Usiadł obok niej na piasku, tak że stykali się kolanami. Nie odezwał się, czekał, aż dotrze do niej, że nie jest już sama. Isabelle otworzyła w końcu zamknięte oczy i powoli obróciła głowę w stronę Cesc. Jej twarz wykrzywił grymas.
- Cześć Is – piłkarz uśmiechnął się do niej.
- Co tu robisz?
- Też się cieszę, że cię widzę – tancerka prychnęła.
- Pytam poważnie, co tu robisz? – Isabelle odsunęła się od Hiszpana na bezpieczną odległość.
- Biegałem po plaży, zobaczyłem ciebie, no i to samo tak wyszło…- wzruszył ramionami i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Czego chcesz?
- Porozmawiać.
- Nie mamy o czym.
- Isabelle, myślę, że mamy.
- To źle myślisz – warknęła i odsunęła się jeszcze bardziej – Idź sobie.
Cesc westchnął. Nie rozumiał całej tej jej złości. Coś musiało się wydarzyć, jednak nadal nie wiedział co. Musi się tego dowiedzieć, teraz już nie odpuści.
- Is…
- Nie mów tak do mnie! – krzyknęła i poderwała się na nogi – Nie chcesz mi dać spokoju, to nie! Siedź sobie tutaj, ja pójdę.
Isabelle obróciła się na pięcie i pobiegła do swojego domku.
- Poczekaj! – krzyknął jeszcze za nią, ale tancerka zupełnie go zignorowała. Po raz kolejny został sam i nie miał pojęcia, co zrobił źle. Patrzył jeszcze przez chwilę w miejsce, gdzie zniknęła, po czym ubrał buty i szybkim krokiem wrócił do hotelu. Nie podda się. Dowie się, o co chodzi Isabelle. To nowy dzień, więc kolejne zajęcia tańca. Zresztą miał pomysł, który musiał się udać.


*


Studio taneczne pełne tych wszystkich wczasowiczów nigdy nie sprawiało wrażenia takiego wielkiego. Zupełnie inaczej było, gdy Cesc był w nim sam. Siedział na parkiecie i tupał nerwowo w niego stopą. Musiał się dowiedzieć, o co chodzi Isabelle, dlatego wcielił w życie pierwszy pomysł, jaki przyszedł mu do głowy. Z zasady wszystkie pierwsze myśli są najlepsze, mama mu tak mówiła. Wykupił sobie prywatne lekcje z Isabelle na cały dzisiejszy dzień. Bardzo się musiał przy tym natrudzić, miała już pozajmowane wszystkie godziny. Ale czego nie załatwią pieniądze. Zapłacił trzy razy więcej niż każdy wczasowicz i tak o to miał dla tylko i wyłącznie dla siebie piękną tancerkę. Może to i było za dużo i ona pomyśli, że jest jakimś pieprzonym prześladowcą, ale nie dbał  o to.  Cesc musiał się w końcu dowiedzieć, co miała wczoraj na myśli. Nie wypuści Isabelle ze studia, dopóki mu wszystkiego nie wytłumaczy. Nie bez powodu każdy mówił mu, że jest uparty. Mimo wszystko jednak denerwował się, miał wszystko zaplanowane, ale przecież nie mógł przewidzieć, jak Isabelle zareaguje na jego widok. Miał ogromną nadzieję, że będzie to tak jak wczoraj, bądź dzisiaj.  Ta nienawiść w jej głosie, nie zniesie jej dłużej.
- Dzień dobry – drzwi do studia otworzyły się i weszła przez nie Isabelle. Na widok Cesca mina jej od razu zrzedła. Rzuciła torbę w kąt i ruszyła w jego stronę – Co tu robisz?!
- Mam lekcję tańca – opowiedział spokojnie i spojrzał jej prosto w oczy – Pierwszą z wielu dzisiaj.
- Co?!
- Wykupiłem wszystkie twoje zajęcia dzisiaj.
- Ale to nie możliwe! Nie miałam na dzisiaj żadnej wolnej godziny.
- Pieniądze zdziałają wszystko. Ale nie martw się, kazałem dać je tobie, nie hotelowi – uśmiechnął się. Cesc desperacko chciał  pokazać tancerce, że nie jest taki zły, jak myślała.
- Dlaczego to robisz? – westchnęła.
- Bo mogę.
- Nie rozumiesz, że nie chce cię widzieć? Nienawidzę cię! – Isabelle zadrżał głos. Od wczoraj było coraz gorzej. Najpierw Matt, potem ten wczasowicz, dziadkowi pojawiła się w nocy gorączka, znowu ten wczasowicz i teraz znowu on. Była na skraju załamania nerwowego.
- Dlaczego?
- Słucham?
- Dlaczego mnie nienawidzisz? Proste pytanie. Odpowiesz mi, to dam ci spokój – Cesc rzucił jej twarde spojrzenie. Ta lekcja tańca będzie przebiegała na jego zasadach.
Tancerka westchnęła. Zaimponował jej upór tego przystojnego wczasowicza. Coś w jego spojrzeniu sprawiło, że nagle przeszła jej cała złość. Poczuła, że chce mu wszystko opowiedzieć. O dziadku, o konkursie, o tym, co wraz z jego przyjazdem na Hawaje utraciła.
Isabelle usiadła na parkiecie i podkuliła nogi pod brodę obejmując je przy tym rękoma. Hiszpan zrobił to samo, usiadł po turecku naprzeciw tancerki. Czuł, że to przełomowa chwila ich znajomości. Widział, jak Isabelle przełamuje się w sobie. Czekał, nie odzywał się. Wiedział, że tylko by ją spłoszył.
- Kiedy tu przyjechałeś razem z siostrą? – spojrzała na niego pytająco, a on nieznacznie kiwnął głową – Kiedy tu przyjechałeś razem z siostrą, wszystko zniszczyłeś.
- Nie rozumiem.
- Zabrałeś mi wszystko.
- Możesz jaśniej? Wróżką nie jestem.
- Zanim tu przyjechałeś szykowałam się z Mattem do konkursu, który był dla nas bardzo ważny – powiedziała nie patrząc na niego – A raczej był dla mnie bardzo ważny, Matt po prostu chciał go wygrać, jak zawsze.
- No i co ja mam z tym wszystkim wspólnego?
- Przyjechałeś tu ze swoją siostrą, omotała Matta i teraz on chce tańczyć z nią. A ja zostałam bez partnera.
- I to jest powód, żeby mnie nienawidzić? Czy ty siebie słyszysz? To tylko głupi konkurs.
Cesc nie dowierzał własnym uszom. Nienawidziła go za nic! A on już się martwił, że naprawdę zrobił coś złego. Teraz wiedział, że miał szanse zmienić jej nastawienie do siebie.
- Dla ciebie to tylko głupi konkurs, dla mnie jedna z najważniejszych rzeczy w ostatnim czasie.
- Dlaczego to dla ciebie takie ważne? – podparł się na łokciach i przyglądał Isabelle.
- Muszę wygrać, żeby dostać główną nagrodę.
-  Serio? – uniósł brew. Podoba mu się materialistka. Gorzej nie mógł trafić.
- Wiem, ja to wygląda, ale ja potrzebuję tych pieniędzy z nagrody.
- A co, brakuje na waciki? – Cesc nie mógł się powstrzymać. To pytanie samo wyszło z niego. Ona go zraniła, chciał choć raz pokazać jej, jak to jest. Pożałował tego, jak tylko zobaczył ból w oczach tancerki.
- Nie znasz mnie, to nie oceniaj.
- Przepraszam – spuścił wzrok.
- Nie udawaj.
- Naprawdę  Is – wyciągnął rękę, by złapać ją za dłoń, jednak w ostatniej chwili się zreflektował i przeczesał palcami włosy.
- Dziadek tak na mnie mówi  - uśmiechnęła się delikatnie – To dla niego tańczę i chce wygrać w tym konkursie.
- On nie żyje, tak?
- Jeszcze nie. Dziadek jest chory i z każdym dniem jest coraz gorzej. Potrzebuję pieniędzy na leki dla niego i by naprawić domek, dach nam przecieka. Pensja z hotelu starcza tylko na bieżące wydatki i lekarstwa – Isabelle wyrzuciła z siebie wszystko na jednym oddechu.
- Przepraszam, nie wiedziałem.
- Nie mogłeś – westchnęła z bólem.
Niewiele myśląc Cesc przysunął się do niej i objął mocno. Isabelle zawahała się, jednak poddała jego silnym ramionom. Wtuliła się i ułożyła głowę w zagłębieniu jego szyi. Pasowała idealnie, jakby stworzona do tego, by być przy Cescu. Tym dotykiem chciał pokazać tancerce, że jest przy niej, że nie ma jej za złe tego, jak go wcześniej potraktowała. Miała ciężkie życie i on to rozumiał.
- Musisz kochać dziadka – powiedział, kiedy w końcu się od niego oderwała.
- Najmocniej na świecie, to moja jedyna rodzina – Isabelle zamilkła na chwilę – Przepraszam za to, jak cię potraktowałam. Nie powinnam była.
- Spokojnie, nic się nie stało – uśmiechnął się do niej.
- Wiesz co? Przez to wszystko nawet nie wiem, jak masz na imię.
- Jestem Cesc – wyciągnął prawą dłoń w stronę tancerki.
- Isabelle, ale mów do mnie Is – uścisnęła jego rękę. W chwili zetknięcia się ich dłoni przeszedł ją przyjemny dreszcz.
- Cała przyjemność po mojej stronie – piłkarz szarmancko uchylił niewidzialnego kapelusza, a ona się zaśmiała. Muzyka dla jego uszu. Czuł, że między nimi nawiązała się nić porozumienia. Teraz będzie już tylko lepiej – Pomogę ci.
- Słucham?
- Nie masz partnera, więc zatańczę z tobą w tym konkursie. Pomogę ci wygrać. Razem zdobędziemy te pieniądze.
- Nie Cesc, nie ma mowy.
- Ale dlaczego?
Isabelle podniosła się z parkietu.
- Koniec tego gadania, zapłaciłeś w końcu za lekcje tańca. Masz może ochotę na sambę?

*

Isabelle siedziała wieczorem przy stole w kuchni i przesuwała z zamyśleniem widelcem po talerzu pełnym zapiekanki makaronowej. Od rana nie potrafiła zapomnieć o słowach Cesca. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego chciał jej pomóc. Ona zachowała się strasznie, potraktowała go niczym najgorszego, niczym największe zło na świecie, a on mimo tego wszystkiego wyciągnął w jej stronę pomocną dłoń. Isabelle jednak nie potrafiła jej przyjąć. Miałaby zbyt wielkie wyrzuty sumienia, nie potrafiłaby mu spojrzeć w oczy. Po tych jej dwóch wybuchach i tak już było jej dostatecznie ciężko, tym bardziej że przystojny Hiszpan był dla niej taki miły.
- Is, nie smakuje ci? – przerwał jej rozmyślania dziadek.
- Jest pyszne – uśmiechnęła się blado i wpakowała do ust rurkę makaronu – Zamyśliłam się po prostu.
- Stało się coś?
- Nie – spuściła wzrok na talerz.
- Przecież widzę – dziadek nie dawał za wygraną.
- Zachowałam się jak idiotka.
- Czyli? – dziadek odłożył książkę na stół i zdjął z nosa okulary. Zapowiadała się długa rozmowa.
- Na moje zajęcia chodzi taki Hiszpan. Przyjechał do hotelu razem z siostrą. To właśnie z nią Matt chce zatańczyć w konkursie – westchnęła – A ja… ja oskarżyłam Cesca o wszystko…że to jego wina – głos się jej załamał – Naskoczyłam na niego strasznie. Dwa razy. Ale ja po prostu chciałam wygrać ten konkurs – jęknęła.
- Rozumiem – dziadek powiedział powoli – I co teraz? Przeprosiłaś go?
- Tak. On nie wiem z jakiego powodu chyba mnie…lubi – Isabelle zarumieniła się wymawiając ostatnie słowo – Wykupił dzisiaj lekcje ze mną na cały dzień. Cały dzień, rozumiesz?
- Wybaczył ci?
- Chyba tak. Wiesz, opowiedziałam mu o wszystkim. Dlaczego tak wybuchłam, dlaczego chciałam wygrać. Wydaje mi się, że mnie zrozumiał.
- Więc dlaczego się martwisz?
Isabelle przeczesała swoje włosy. Właśnie, dlaczego się martwiła i nie mogła wyrzucić go z pamięci?
- Jest coś jeszcze. Kiedy powiedziałam mu, że nie mam partnera, Cesc zaproponował mi, że ze mną zatańczy. A ja odmówiłam – dodała po chwili cicho.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Ja po prostu nie potrafię mu spojrzeć w oczy. Nadal pamiętam, jak na niego naskoczyłam i wiem, że on też pamięta. Głupio mi strasznie z tego powodu – spuściła wzrok.
- Lubisz go? – znienacka zapytał ją dziadek.
- Czy go lubię?
-  Tak, pytałem się, czy go lubisz.
- Nie wiem, jest inny niż wszyscy, którzy przychodzili na zajęcia ze mną.
- Is, nie o to mi chodziło. Lubisz go?
Is zamilkła na chwilę. Przypomniała sobie Cesca z całą dokładnością. Jego czekoladowe oczy. Jego lekko zachrypnięty głos i zaraźliwy śmiech. Jego silne ramionach, w których tak dobrze się jej tańczyło. Jego poczucie humoru. To, jaki był zdeterminowany. Jaki był opiekuńczy, co wynikało z rozmowy o tym, jak bardzo kochał swoją siostrę. To, że chciał jej pomóc, choć wcale jej nie znał, a ona potraktowała go okropnie. To jak jego uśmiech sprawiał, że miękły jej kolana. Chyba ją pociągał. Chyba...chyba w jakimś stopniu go lubiła. Był inny niż wszyscy mężczyźni, których poznała dotychczas.
- Tak, lubię go – powiedziała cicho do swojego talerza – Lubię go – powiedziała na głos pewnym głosem.
- No to w czym problem? Pozwól mu sobie pomóc.
- Myślisz, że to dobry pomysł? – Isabelle nadal uważała, że nie będzie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Nawet mimo tego, że w jakimś tam stopniu przyciągało go do niej.
- Najlepszy Is – dziadek uśmiechnął się do niej.
Sięgnęła po swoją torebkę i wygrzebała z niej świstek papieru, na którym Cesc nabazgrał jej swój numer telefonu. Na wszelki wypadek, jak powiedział z uśmiechem na koniec całego dnia zajęć. Wklepała drżącymi dłońmi numer i pod bacznym spojrzeniem dziadka nacisnęła zieloną słuchawkę. W głębi duszy modliła się, by odebrał.
  •          Halo? – usłyszała go i zdenerwowała się jeszcze bardziej. Nie potrafiła odnaleźć w sobie głosu – Halo?
  •          Cesc? To ja, Is – w końcu udało się jej wykrztusić.
  •          Isabelle! Nie spodziewałem się.
  •          Nie przeszkadzam?
  •          Oczywiście, że nie. Stało się coś?
  •          Chciałam się zapytać…. – głos znowu uwiązł jej w gardle.
  •          Tak? Is, jesteś tam?
  •          Tak, przepraszam. Ja…chciałam się zapytać, czy twoja propozycja jest nadal aktualna.
  •         Moja propozycja… - zamyślił się – Ah, moja propozycja!
  •          Cesc, zatańczysz ze mną w tym konkursie? Proszę cię.
  •          Oczywiście! Z największą przyjemnością.
  •          Tylko że…
  •       Tak?
  •          Co z próbami?
  •          O nic się nie martw. Wiem, że mamy dużo pracy, dlatego wykupię wszystkie prywatne lekcje u ciebie.
  •          Cesc, nie możesz!
  •          Dlaczego nie?
  •          No bo…
  •          No właśnie, brak ci argumentów. Od jutra będziesz skazana tylko na mnie.
  •          To nie będzie kara..
  •          Teraz tak mówisz – zaśmiał się – Wiesz co, muszę kończyć bo Carlota przyszła. Do zobaczenia jutro, Isabelle.
  •          Cesc poczekaj!
  •          Tak?
  •          Dziękuję ci – Isabelle wyszeptała cicho i rozłączyła się.

Ponownie miała partnera! Nie wierzyła w to, ale na nowo wchodziła do gry. Ma jeszcze szanse na to, by wygrać i zdobyć te pieniądze. A wszystko to za sprawą kogoś, kogo tak strasznie potraktowała. Nie miała pojęcia jak odwdzięczy się Cescowi. Jeśli wszystko się uda, będzie mu winna bardzo wiele. Musi wygrać i przy okazji nie może się w nim zakochać. Co z tego, że chyba go lubi. Są z dwóch różnych światów.



~~~~~~~~

Dobrze, że ten rozdział taki długi, bo kolejny Was rozczaruje.

W końcu jest między nimi trochę lepiej, co? Kiedyś musiało być, bo do końca jeszcze dwa rozdziały.

Mam nadzieję, że się podobało.

PS. Są postępy w powstawaniu rozdziału na bloga mojego i Minizy.

czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 3



Cesc wrócił z biegania i szybko przygotował się do śniadania. Nie miał ochoty jeść samotnie, więc wybrał numer do swojej siostry. Po raz kolejny odpowiedziała mu automatyczna sekretarka. Zaczynał się wściekać. Rozumiał, że Carlota pewnie świetnie się bawi z tancerzem, jednak mogła być dać jakiś znak życia. Przecież gdyby nie piłkarz, to w ogóle by jej tu  nie było.  Zirytowany schował telefon do kieszeni spodenek i zjechał windą do restauracji. Z każdą minutą humor poprawiał mu  się coraz bardziej. Jeszcze trochę i będzie już na lekcjach tańca. Czuł, że to będzie jego dzień. Zatańczy z Isabelle. Skoro Carlocie się udało, jemu też musi.
Z takim właśnie przeświadczeniem skończył śniadanie i skierował się w stronę studia. W pobliskiej szatni przebrał się w luźniejsze rzeczy i z uśmiechem na ustach wszedł na salę. Od razu uderzyło go dziwnie napięcie panujące w królestwie tancerki. Wczasowicze siedzieli na ławkach pod ścianą albo na parkiecie i patrzyli po sobie nie bardzo wiedząc, co się dzieje. Cesc przemierzył wzrokiem całą salę, jednak nie wypatrzył nigdzie swojej siostry. Dziwne, przecież tak bardzo zależało jej na tych zajęciach. Zatrzasnął za sobą drzwi do studia. Na ten dźwięk stojąca przy magnetofonie Isabelle odwróciła się i spojrzała na Fabregasa.  Kiedy dotarło do niej, że to nie jej partner się pojawił, ponownie zajęła się odtwarzaczem, jednak ze zdenerwowania mocniej naciskała wszystkie przyciski. Odkąd pracuje w tym hotelu razem z Mattem jeszcze nigdy nie zdarzyło się coś takiego, by nie przyszedł na zajęcia. Praca była dla niego świętością. Próbowała się jakoś z  nim skontaktować jednak nie odpowiadał ani na jej telefony ani na wiadomości. Na sali był komplet wczasowiczów. Jak ona sobie poradzi z nimi sama? Nie da rady, na pewno. Isabelle miała ogromną  nadzieję, że jej partner jeszcze się pojawi. Nie może jej tak zostawić. Spojrzała na zegarek i zaklęła cicho.  Do rozpoczęcia zajęć pozostała niecała minuta. Błagała w myślach Matta, by wszedł do studia i przeprosił za spóźnienie, jednak nic takiego nie miało miejsca. Wzięła głęboki oddech i związała włosy w luźnego koka. Przywołała na twarz uśmiech i zwróciła się do wczasowiczów.
- Dzień dobry, cieszę się, że pojawiliście się tutaj wszyscy – jej głos z każdą chwilą stawał się coraz pewniejszy siebie – Matt ma dzisiaj małe problemy, więc jesteście skazani tylko na mnie. Na początek zrobimy krótką rozgrzewkę, a potem przypomnimy sobie wczorajszą choreografię.
Puściła muzykę w tle i stanęła przed wszystkimi, pokazując, jak mają się rozciągać, by nie zrobić sobie nic złego przy tańczeniu. Z uporem przy tym wpatrywała się w drzwi wejściowe do studia, licząc, że samymi myślami przyciągnie do sali Matta. Cesc spoglądał w to samo miejsce. Brakowało Carloty, czego nie zauważyła Isabelle. Brakowało Carloty i Matta, Hiszpan był pewny jednego – to nie jest zbieg okoliczności. Wczoraj widać było już na zajęciach, że przypadli sobie do gust. Najwyraźniej ich znajomość nie zakończyła się w studiu tanecznym, a stawała się coraz bliższa. Tak bliska, że oboje nie pojawili się dzisiaj. Cesc uśmiechnął się do siebie pod nosem – mieli pewnie ciekawsze zajęcia. Już nawet nie był zły, że jego siostra nie odbierała od niego telefonów. Musi być szczęśliwa, a to najważniejsze.
Po dokonaniu tego odkrycia przestał wpatrywać się w drzwi i znalazł swym oczom o wiele piękniejszy obiekt – Isabelle. Nigdy nie przypuszczał, że ktoś może być tak rozciągnięty. Złapał się na tym, że otworzył buzię zaskoczony tym, jak wysoko uniosła nogę. Rozmarzył się patrząc na jej idealne ciało i nawet nie był na siebie o to zły, prawie każdy mężczyzna obecny w studiu robił to samo. Miał ochotę zgromić innych wzrokiem i powiedzieć, że tak nie wolno. Nie wolno rozbierać Is wzrokiem, o nie. No ale z drugiej strony przecież sam zastanawiał się, jak prezentuje się skryty pod koszulką jej nagi brzuch.
- To co, możemy przejść do choreografii? – Isabelle wyłączyła muzykę pilotem i podniosła się z parkietu, na którym chwilę temu robiła szpagat – Dobierzcie się w pary i zaczynamy!
Omiotła wszystkich spojrzeniem i uśmiechnęła się. Brakowało jej Matta, ale da radę. Wszyscy na szczęście już znają choreografię, pozostaje jej tylko korygować ich błędy.
To był jego moment. Uspokoił się w duchu i podniósł rękę.
- Przepraszam…
- Tak?
- Nie mam z kim tańczyć – Cesc zrobił najbardziej smutną minę, na jaką było go stać.
- Jak to?
- No nie mam partnerki.
- Czy ktoś jeszcze nie ma pary? – Is zwróciła się do reszty wczasowiczów.
Niektórzy pokręcili głowami, niektórzy wymamrotali krótkie „nie”. Isabelle poprawiła niesforny kosmyk. Matt robił to często, ona prawie nigdy. Jednak dzisiaj nie pozostawało jej nic innego, jak zatańczyć z jednym z wczasowiczów. I to nie byle jakim. Gdyby nie miała tyle na głowie, może by i stwierdziła, że jest przystojny.  I ma fajne mięśnie rysujące się pod koszulką. Na pewno musi być wysportowany. Westchnęła. Nie mogła sobie pozwolić na takie myśli. Spojrzała ponownie na Cesca.
- W takim razie dzisiaj zatańczymy razem.
Piłkarz uśmiechnął się szeroko i  podszedł do niej. O to właśnie mu chodziło. Wiedział, że to wydarzy się właśnie dzisiaj. Takie miał przeczucie. Już tylko sekundy dzieliły go od Isabelle. Oczami wyobraźni widział już, jak patrzą na siebie, jak poruszają się w tańcu. Teraz już nie będzie musiał sobie wyobrażać, jak jedwabista w dotyku jest jej skóra, w końcu to poczuje.
Isabelle włączyła odpowiednią muzykę i nie patrząc na piłkarza złapała go za dłonie tak, by utworzyć ramę. Nie chciała mu się przyglądać. Był dla niej obowiązkiem. W myślach odliczała już czas do końca zajęć, kiedy to nie będzie musiała spoufalać się z jednym z ludzi,  którym zawdzięcza to, że ma za co kupić jedzenie i leki dla dziadka.
Marzenia Cesca po raz kolejny na Hawajach sobie z niego zakpiły. Tańczył w końcu z Isabelle, jednak wszystko było nie tak, jak sobie zaplanował. Ona w ogóle na niego nie spojrzała, myślami była gdzie indziej. Tańczyła z nim, ale czuł, że robi to z obowiązku, nie widział na jej twarzy choćby cienia delikatnego uśmiechu. Intuicyjnie miał wrażenie, że coś jej doskwiera, że ma jakiś problem, jednak wiedział, że nie ma sensu pytać tancerki, o chodzi. Ona i tak mu nie odpowie. Przecież są dla siebie obcymi ludźmi.  Z drugiej jednak strony Cesc zaspokoił swoje marzenia. W końcu miał Isabelle w ramionach. Jej delikatna dłoń opierała się na jego boku, a drugą trzymał zamkniętą w swojej. Czuł, jak gładką ma skórę. Widział z bliska, jak wdzięcznie kręciła biodrami. Do jego nosa dobiegał zapach perfum tancerki. Gdy zbliżyła się do niego, by wykonać figurę, na szyi poczuł jej rozgrzany oddech i kosmyki jej włosów,  które wyszły z koczka podczas tańczenia. Żałował tylko dwóch rzeczy. Choćby nie wiadomo jak bardzo się starał, a wszyscy mu świadkiem, że starał się bardzo – zagadywał, żartował, uśmiechał się, kąciki jej ust nie uniosły się ku górze. Najzwyczajniej w świecie ignorowała go i nie zauważała jego starań. Nie udało mu się również spojrzeć w jej oczy. Jedyne, co wiedział, to to, że tak jak jego były czekoladowe. Przeznaczenie?
Choć starała się ignorować nachalnego kursanta przez całe zajęcia,  nie mogła nie zauważyć, że z bliska był jeszcze bardziej przystojny niż gdy przyglądała mu się z drugiego końca studio. Ciemne, rozczochrane włosy, czekoladowe oczy i nieziemski uśmiech, którym obdarzał ją co chwilę. Na dodatek idealnie  zarysowane mięśnie, które czuła dotykając go podczas tańca i które rysowały się pod koszulką.  Poruszał się całkiem dobrze, miał wrodzoną koordynację ruchową i grację. Ogólnie rzecz biorąc Isabelle nie mogła się przyczepić w nim do niczego. Jej myśli błądziły cały czas do zbliżającego się wielkimi krokami konkursu i nieobecności Matta, jednak pojawiał się w nich też jej tymczasowy parter, co wywoływało na jej twarzy delikatny rumieniec. Dlatego też nie patrzyła mu  w oczy, wolała nie ryzykować. Nie wiedziała nawet, jak ma na imię. Przedstawiał się jej, jednak nie przywiązała wtedy do tego uwagi, bo akurat obmyślała sposób w jaki pozbawi Matta przyrodzenia za to, że ją tak zostawił i ignoruje. Wiedziała tylko, że jego imię zaczynało się na C. Nie rozumiała, dlaczego tak mocno próbuje je sobie przypomnieć. Przecież to tylko kolejny wczasowicz. Przyjedzie na Hawaje i z nich odjedzie prędzej czy później. A ona nadal tu zostanie. Nie ma co o nim myśleć, lepiej niech skupi się na czymś ważniejszym, np. na konkursie.
Mimo że nie zamienił z nią prawie słowa i nie spojrzał w jej oczy, Cesc nie chciał, by zajęcia skończyły się tak szybko. W pewnym momencie, gdy skupił się na ruchu jej bioder i talii, Is puściła jego dłoń i pilotem wyłączyła muzykę dziękując wszystkim za obecność na zajęciach i zapraszając na jutro. Kiedy nie czuł jej dłoni w swojej stało się coś dziwnego – poczuł pustkę. Jak można czuć pustkę, kiedy się nawet kogoś nie zna? Nie znał takiego uczucia.
Po raz kolejny ociągał się z wyjściem ze studia. Liczył, że skoro wczoraj mu się nie udało ani podczas  tańca, może porozmawia z Isabelle teraz, jedna po raz kolejny jego nadzieje okazały się płonne. Instruktorka znowu tuż po pożegnaniu wczasowiczów zniknęła w pomieszczeniu przy studiu. Czekał prawie dziesięć minut wpatrując się uporczywie w drzwi, jednak w końcu się poddał. Jutro też jest dzień. Osiągnie swój cel małymi kroczkami. Będzie lepiej smakował.

*

- Dziadku, przełącz na dziewiątkę, zaraz będzie mój serial! – Isabelle weszła do salonu i usiadła obok dziadka na kanapie.
Dopiero co niedawno wróciła z hotelu i jedyne o czym marzyła, to odpocząć przed telewizorem. Te prywatne zajęcia z wczasowiczami ją niedługo wykończą. Miała już dość swojej pracy, ale nic nie mogła na to poradzić. Potrzebowała pieniędzy, musiała więc wytrzymać.
Usiadła wygodniej, kiedy rozległy się dźwięki czołówki jej ulubionego serialu. Przez najbliższe półgodziny chciała zapomnieć o wszystkich swoich problemach i skupić się na życiu bohaterów telenoweli. Nie minęły może dwie minuty, jak jej telefon zawibrował, sygnalizując przyjście wiadomości. Niechętnie podniosła go ze stolika i odblokowała.
„ Przykro mi, ale nie zatańczymy razem w konkursie. Powodzenia, Matt.”
Przeczytała treść smsa pięć razy i za każdym nadal nie docierał do niej jego sens. To musiał być jakiś cholerny żart. Wybrała szybko numer swojego partnera, pragnąc dowiedzieć się, o co mu chodzi, jednak po raz kolejny odpowiedziała jej automatyczna sekretarka. Isabelle zaśmiała się nerwowo i przeczytała wiadomość po raz kolejny. Nie. To nie może być prawda, po prostu nie może! Wstała z kanapy i zaczęła chodzić po salonie. Przeczesała dłonią brązowe loki i ponownie spojrzała na tekst smsa. Jak to nie zatańczą razem w konkursie?!
- Isabelle, wszystko w porządku? – dziadek spojrzał na nią z troską.
- Matt się odezwał – zwiesiła głos nadal myśląc o tym, co jej napisał.
- No nareszcie! Był chory, prawda?
- Nie, nie wiem, raczej nie.
- To co tam u niego ciekawego słychać?
- Nie zatańczymy razem w konkursie – Isabelle usiadła ponownie na kanapie i schowała twarz w dłoniach. Nie wierzyła, że jej partner może jej zrobić coś takiego. Przecież wiedział, ile ten konkurs dla niej znaczył. Zastanawiające było, dlaczego tak nagle zrezygnował z udziału. Przecież  jeszcze wczoraj podobał mu się pomysł zajęcia w nim pierwszego miejsca.
- Jak to? – dziadek spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Nie wiem – powiedziała drżącym z emocji głosem – Właśnie mi napisał, że jest mu przykro, ale nie zatańczymy razem. A, i życzył mi powodzenia – prychnęła – Ciekawe w czym, jak nie mam partnera?
- Is, kochanie, spokojnie. To na pewno jakieś nieporozumienie. Porozmawiaj z nim i wyjaśnijcie sobie wszystko.
- Matt nie odbiera ode mnie telefonu.
- To idź do niego.
- Masz rację, tak zrobię – poderwała się z kanapy i wybiegła z domu. Odnajdzie go i powie mu, co o nim myśli. Nie wierzyła, że w jednej chwili mógł tak bardzo zrujnować jej marzenia. Dla niego to był tylko konkurs, dla niej jednak coś więcej – szansa na lepsze życie.
Isabelle doskonale wiedziała, że o tej porze nie zastanie swojego partnera w domu. Wieczory zazwyczaj spędzał w jednej z barów przy plaży. Często zdarzało się, że ona też mu towarzyszyła i wtedy podbijali razem każdy parkiet. Przypuszczała, że teraz też sączy sobie jeden z kolorowych drinków razem z piękną turystką.
Tancerka nie pomyliła się. Odnalazła swojego partnera w drugim barze, do którego weszła, jego ulubionym. Siedział przy stoliku w kącie klubu i mizdrzył się do brunetki, którą Isabelle kojarzyła z kursu. To z nią ostatnio tańczył.
Długi spacer z mieszkania do baru nie uspokoił Isabelle. Wręcz przeciwnie, jej emocje jeszcze bardziej urosły. Wściekła podeszła do stolika i stanęła za dziewczyną.
- Isabelle….o…co ty tutaj robisz? – Matt otworzył szeroko oczy ze zdziwienia patrząc na nią, a jego towarzyszka odwróciła głowę, chcąc dowiedzieć się z kim rozmawia.
- Gdzie byłeś przez cały dzień?
- Oh, no wiesz, byłem zajęty – uśmiechnął się do siedzącej naprzeciw niego brunetki, a tancerka prychnęła.
- Zajęty powiadasz? A co z pracą?
- Na pewno świetnie sobie poradziłaś – Isabelle wywróciła oczami – Gdybyś to nie ty prowadziła razem ze mną te zajęcia, na pewno nie zostawiłbym kursantów samych, ale z tobą to co innego, jesteś profesjonalistką.
- Nie próbuj udobruchać mnie komplementami, bo ci się to nie uda, Matthew – warknęła – O co chodzi z tym smsem?!
- Którym?
- Nie udawaj idioty.
- O to, co w nim napisałem – westchnął – Nie zatańczymy razem.
- Ale jak ty to sobie wyobrażasz?! A konkurs?! Przecież mamy już choreografię, muzykę, mieliśmy wygrać!
- Bella, wyluzuj i nie krzycz tak.
- Nie mów do mnie Bella – Is zmroziła go wzrokiem i założyła ręce na piersi – Czekam na wyjaśnienia.
- Nie zatańczymy razem. Mam nową partnerkę i chcemy razem powalczyć o zwycięstwo.
- Jak to nową partnerkę? – nogi się pod nią ugięły.
- Razem z Carlotą chcemy pokazać wszystkim, kto jest najlepszy – uśmiechnął się do brunetki i wziął ją za rękę.
- A ja? – zapytała dziecinnie Isabelle.
- Przykro mi. – uśmiechnął się do instruktorki. Wcale nie było mu przykro, widziała to w jego oczach. Zniszczył jej marzenia, bo chciał się dobrze bawić ze swoją kochanką. Ile z nią będzie? Tydzień, dwa? Dla jakiejś głupiej cizi zniszczył wszystko.
- Co z tego, że ci przykro! Z kim ja teraz zatańczę?
- Na pewno nie ze mną. Kogoś tam znajdziesz - wzruszył ramionami.
- Jesteś skończonym dupkiem! – krzyknęła tamując łzy. Nie rozpłacze się przy nim, nie da mu tej satysfakcji. Tym bardziej nie pokaże tej brunetce, że wygrała. Matt nie był tego wart. Nie chce z nią zatańczyć to nie, zdobędzie te pieniądze w inny sposób.
Obróciła się na pięcie, by opuścić bar. Zrobiła jednak tylko kilka kroków i zderzyła się z jakimś mężczyzną. Gdyby nie jego silne ramiona Isabelle upadłaby na parkiet. Podniosła głowę i spojrzała prosto w jego czekoladowe oczy.
- Przepraszam, nie patrzyłem, gdzie idę – brunet uśmiechnął się lekko. Po raz kolejny tego dnia Cesc trzymał ją w ramionach.
Wtedy w głowie Is coś zaświtało. Skądś kojarzyła tę twarz. I to nie tylko z zajęć tańca. Widziała ją przed chwilą w dziewczynie siedzącej razem z Mattem. Wyrwała się z uścisku Hiszpana nadeptując mu przy tym na stopę i szybkim krokiem ruszyła do wyjścia. Jeszcze chwila, a wybuchnie.
To ten mężczyzna był źródłem jej wszystkich problemów. Gdyby nie tańczył jak fajtłapa, to Matt nigdy nie zamienił mu partnerki. To jego wina, że się spotkali. To wszystko jego wina. To była też jego wina, że tak ją dzisiaj rozpraszał. To była też jego wina, że wpadła na niego w barze i zrobiła z siebie idiotę o mało co nie wybuchając płaczem. To wszystko przez tego przystojnego bruneta!
Cesc patrzył za Isabelle, nie wiedząc, co się stało. Jeszcze chyba nie nigdy nie widział takiej furii w czyiść oczach, a przecież nie raz rozgrywał Gran Derbi przeciw Sergio Ramosowi. Jednak w jej brązowych oczach dostrzegł nie tylko gniew, ale też wielki smutek i ból. Miał do wyboru albo wrócić do stolika, przy którym siedział razem z siostrą i jej nowym chłopakiem, albo pobiec za piękną tancerką. Decyzja była oczywista.  Wybiegł z baru i rozejrzał się za Isabelle. Maszerowała po plaży.
Cesc pobiegł za nią i zawołał:
- Isabelle!
Nie zareagowała, więc przyśpieszył.
- Isabelle, poczekaj! – dogonił ją i złapał za rękę. Obróciła się i kiedy dotarło do niej, że to on, szybko wyszarpnęła rękę.
- To ty – mruknęła – Czego chcesz?
- Stało się coś? – Cesc spojrzał na nią z troską.
- Ty się stałeś.
- Nie rozumiem.
- Oczywiście, że nie – prychnęła – Dlatego ci powiem – popatrzyła mu po raz pierwszy prosto w oczy – Przyjeżdżając tu zrujnowałeś mi życie. Nienawidzę cię.
Isabelle otarła łzę i ruszyła dalej przed siebie. Cesc stał nieruchomo na plaży. Słowa tancerki sprawiły, że nie potrafił wykrzesać z siebie ani krzty energii. Nie rozumiał, co się właśnie stało. Nienawidzi go? Jak to? Przecież go nawet nie zna! Nie miał najmniejszego pojęcia, co zrobił, że zrujnował jej życie. Ale nie podda się. Dowie się, co złego zrobił i naprawi ten błąd. Nie pozwoli Isabelle, by go nienawidziła.



~~~~~~~~

Oj, chyba się rozpisałam :D Tak to jest, jak jestem na wsi, gdzie nie ma co robić. Planuję tu napisać na wyrost całego tego bloga i zacząć kolejnego. Ja wgl znowu mam za dużo pomysłów ;/// Nigdy nie wyjdę z tych blogów, bo co z skończę, to nowy pomysł ;/

Znowu nie tak sobie wyobrażałyście ich wspólny taniec, co? Jak ja Was lubię zaskakiwać :D

Wiecie co? Jesteśmy już w połowie tego bloga :)