Cesc otworzył oczy i jęknął cicho. Jak mocno łupało go w głowie. O
dziwo nie dlatego, że za dużo wypił, ale
z niewyspania. Nie potrafił myśleć o niczym innym, jak o wczorajszym wybuchu
Isabelle. Przez całą noc próbował zrozumieć, co się wydarzyło i dlaczego w
ogóle coś takiego się stało, jednak nie potrafił znaleźć wytłumaczenia. Zasnął dopiero
nad ranem, tylko dlatego, że nie miał już siły myśleć o tej sytuacji. A i tak
nawet kiedy spał, miał ją przed oczami. Piękną, poruszającą się w rytm muzyki
tylko dla niego. Cesc zaczynał dochodzić do wniosku, że wpadł w obsesję. Jeszcze
nigdy o kimś tak wiele nie myślał. No chyba że o siostrze, którą kochał nad
życie.
Myślał całą noc i nadal nie znalazł rozwiązania. Przeanalizował całe
swoje zachowanie w poszukiwaniu powodu, przez który ona go nienawidzi i nic. Nie
widział niczego, co zrobił źle. Nawet kiedy tańczyli nie dał jej do
zrozumienia, jak wiele dla niego znaczy. Pozostawało mu przyjąć, że Isabelle
wybuchła na niego tak po prostu, sama z siebie. Nie potrafił jednak pogodzić się
z takim wytłumaczeniem. Za jej zachowaniem musiało kryć się coś głębszego i Cesc
miał zamiar to odkryć.
Zwlókł się z łóżka i ubrał wczorajsze rzeczy do biegania. Wczoraj zapomniał
je oddać do prania, a dzisiaj nie miał siły szukać czystych. Trudno, wytrzyma
jeden dzień w ubraniach śmierdzących jego potem. Dla niego bieganie było
najlepszym lekarstwem na wszystko. Pewnie gdyby nie został piłkarzem,
skończyłby jako biegacz górski albo ktoś taki jak Kilian Jornet, jeden z
najlepszych sportowców, jakiego znał.
Wychodząc z pokoju, nawet nie spojrzał na zegarek, ale musiało być jeszcze
wcześnie, bo w hotelowym holu nie było prawie żywej duszy. Cieszyła go taka
sytuacja, im mniej ludzi widzi go w takim stanie, tym lepiej. Nawet jeśli ma wakacje i
może wyglądać niczym skacowany. Nastawił zegarek i pulsometr i spokojnym
truchtem skierował się na plażę. Zapowiadał się naprawdę gorący dzień, mimo
takiej wczesnej pory słońce już raziło go w głowę. Zatrzymał się nad brzegiem,
zdjął siatkowaną koszulkę i zawiesił ją sobie na głowie, by chroniła go przed
promieniami słonecznymi. Tak ubrany ruszył w dalszą drogę.
Nie zwracał uwagi na to, gdzie biegnie, jednak jego podświadomość sama
podjęła za niego decyzję w sprawie wyboru trasy. Nogi same poniosły
go tam, gdzie wczoraj. Na ten sam kawałek plaży, przed domkiem Isabelle. Zatrzymał
się zaskoczony, przetarł dłonią spocone czoło i wyłączył zegarek. Mimo tak
wczesnej pory nie był tu sam. Dostrzegł drobną postać siedzącą na piasku i
wpatrującą się w wodę. Wystarczyło mu
jedno spojrzenie, by wiedzieć kto to jest. Ona. Los najwyraźniej mu
dzisiaj sprzyjał. Zdjął buty, wziął je w
dłoń i ruszył przez piasek w jej stronę. To była jego szansa, by to dowiedzieć
się, o co jej wczoraj wieczorem chodziło i by to wszystko naprawić. To była
jego kolejna szansa, by z nią porozmawiać. Tym razem zrobią to jak normalni
ludzie, żadnych krzyków, zero tańca, po prostu rozmowa.
Zbliżył się do Isabelle i od razu uśmiechnął. Jeszcze go nie
zauważyła, wykorzystał więc okazję, by się jej przypatrzeć z bliska. Jej długie
loki rozwiewała delikatna bryza. Na sobie miała długą sukienkę, a na ramiona,
mimo gorącej pogody, zarzuciła sweter. Wyglądała na przybitą. Wywnioskował to,
kiedy spojrzał na jej podpuchnięte i czerwone oczy. Na pewno płakała.
Usiadł obok niej na piasku, tak że stykali się kolanami. Nie odezwał
się, czekał, aż dotrze do niej, że nie jest już sama. Isabelle otworzyła w
końcu zamknięte oczy i powoli obróciła głowę w stronę Cesc. Jej twarz wykrzywił
grymas.
- Cześć Is – piłkarz uśmiechnął się do niej.
- Co tu robisz?
- Też się cieszę, że cię widzę – tancerka prychnęła.
- Pytam poważnie, co tu robisz? – Isabelle odsunęła się od Hiszpana na
bezpieczną odległość.
- Biegałem po plaży, zobaczyłem ciebie, no i to samo tak wyszło…-
wzruszył ramionami i uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Czego chcesz?
- Porozmawiać.
- Nie mamy o czym.
- Isabelle, myślę, że mamy.
- To źle myślisz – warknęła i odsunęła się jeszcze bardziej – Idź sobie.
Cesc westchnął. Nie rozumiał całej tej jej złości. Coś musiało się
wydarzyć, jednak nadal nie wiedział co. Musi się tego dowiedzieć, teraz już nie
odpuści.
- Is…
- Nie mów tak do mnie! – krzyknęła i poderwała się na nogi – Nie chcesz
mi dać spokoju, to nie! Siedź sobie tutaj, ja pójdę.
Isabelle obróciła się na pięcie i pobiegła do swojego domku.
- Poczekaj! – krzyknął jeszcze za nią, ale tancerka zupełnie go
zignorowała. Po raz kolejny został sam i nie miał pojęcia, co zrobił źle. Patrzył
jeszcze przez chwilę w miejsce, gdzie zniknęła, po czym ubrał buty i szybkim
krokiem wrócił do hotelu. Nie podda się. Dowie się, o co chodzi Isabelle. To nowy
dzień, więc kolejne zajęcia tańca. Zresztą miał pomysł, który musiał się udać.
*
Studio taneczne pełne tych wszystkich wczasowiczów nigdy nie sprawiało
wrażenia takiego wielkiego. Zupełnie inaczej było, gdy Cesc był w nim sam. Siedział
na parkiecie i tupał nerwowo w niego stopą. Musiał się dowiedzieć, o co chodzi
Isabelle, dlatego wcielił w życie pierwszy pomysł, jaki przyszedł mu do głowy. Z
zasady wszystkie pierwsze myśli są najlepsze, mama mu tak mówiła. Wykupił sobie
prywatne lekcje z Isabelle na cały dzisiejszy dzień. Bardzo się musiał przy tym
natrudzić, miała już pozajmowane wszystkie godziny. Ale czego nie załatwią
pieniądze. Zapłacił trzy razy więcej niż każdy wczasowicz i tak o to miał dla
tylko i wyłącznie dla siebie piękną tancerkę. Może to i było za dużo i ona
pomyśli, że jest jakimś pieprzonym prześladowcą, ale nie dbał o to. Cesc
musiał się w końcu dowiedzieć, co miała wczoraj na myśli. Nie wypuści Isabelle
ze studia, dopóki mu wszystkiego nie wytłumaczy. Nie bez powodu każdy mówił mu,
że jest uparty. Mimo wszystko jednak denerwował się, miał wszystko zaplanowane,
ale przecież nie mógł przewidzieć, jak Isabelle zareaguje na jego widok. Miał ogromną
nadzieję, że będzie to tak jak wczoraj, bądź dzisiaj. Ta nienawiść w jej głosie, nie zniesie jej
dłużej.
- Dzień dobry – drzwi do studia otworzyły się i weszła przez nie
Isabelle. Na widok Cesca mina jej od razu zrzedła. Rzuciła torbę w kąt i
ruszyła w jego stronę – Co tu robisz?!
- Mam lekcję tańca – opowiedział spokojnie i spojrzał jej prosto w
oczy – Pierwszą z wielu dzisiaj.
- Co?!
- Wykupiłem wszystkie twoje zajęcia dzisiaj.
- Ale to nie możliwe! Nie miałam na dzisiaj żadnej
wolnej godziny.
- Pieniądze zdziałają wszystko. Ale nie martw się,
kazałem dać je tobie, nie hotelowi – uśmiechnął się. Cesc desperacko
chciał pokazać tancerce, że nie jest
taki zły, jak myślała.
- Dlaczego to robisz? – westchnęła.
- Bo mogę.
- Nie rozumiesz, że nie chce cię widzieć?
Nienawidzę cię! – Isabelle zadrżał głos. Od wczoraj było coraz gorzej. Najpierw
Matt, potem ten wczasowicz, dziadkowi pojawiła się w nocy gorączka, znowu ten
wczasowicz i teraz znowu on. Była na skraju załamania nerwowego.
- Dlaczego?
- Słucham?
- Dlaczego mnie nienawidzisz? Proste pytanie. Odpowiesz
mi, to dam ci spokój – Cesc rzucił jej twarde spojrzenie. Ta lekcja tańca
będzie przebiegała na jego zasadach.
Tancerka westchnęła. Zaimponował jej upór tego
przystojnego wczasowicza. Coś w jego spojrzeniu sprawiło, że nagle przeszła jej
cała złość. Poczuła, że chce mu wszystko opowiedzieć. O dziadku, o konkursie, o
tym, co wraz z jego przyjazdem na Hawaje utraciła.
Isabelle usiadła na parkiecie i podkuliła nogi pod
brodę obejmując je przy tym rękoma. Hiszpan zrobił to samo, usiadł po turecku
naprzeciw tancerki. Czuł, że to przełomowa chwila ich znajomości. Widział, jak
Isabelle przełamuje się w sobie. Czekał, nie odzywał się. Wiedział, że tylko by
ją spłoszył.
- Kiedy tu przyjechałeś razem z siostrą? –
spojrzała na niego pytająco, a on nieznacznie kiwnął głową – Kiedy tu przyjechałeś
razem z siostrą, wszystko zniszczyłeś.
- Nie rozumiem.
- Zabrałeś mi wszystko.
- Możesz jaśniej? Wróżką nie jestem.
- Zanim tu przyjechałeś szykowałam się z Mattem do
konkursu, który był dla nas bardzo ważny – powiedziała nie patrząc na niego – A
raczej był dla mnie bardzo ważny, Matt po prostu chciał go wygrać, jak zawsze.
- No i co ja mam z tym wszystkim wspólnego?
- Przyjechałeś tu ze swoją siostrą, omotała Matta i
teraz on chce tańczyć z nią. A ja zostałam bez partnera.
- I to jest powód, żeby mnie nienawidzić? Czy ty
siebie słyszysz? To tylko głupi konkurs.
Cesc nie dowierzał własnym uszom. Nienawidziła go
za nic! A on już się martwił, że naprawdę zrobił coś złego. Teraz wiedział, że
miał szanse zmienić jej nastawienie do siebie.
- Dla ciebie to tylko głupi konkurs, dla mnie jedna
z najważniejszych rzeczy w ostatnim czasie.
- Dlaczego to dla ciebie takie ważne? – podparł się
na łokciach i przyglądał Isabelle.
- Muszę wygrać, żeby dostać główną nagrodę.
- Serio? –
uniósł brew. Podoba mu się materialistka. Gorzej nie mógł trafić.
- Wiem, ja to wygląda, ale ja potrzebuję tych
pieniędzy z nagrody.
- A co, brakuje na waciki? – Cesc nie mógł się
powstrzymać. To pytanie samo wyszło z niego. Ona go zraniła, chciał choć raz
pokazać jej, jak to jest. Pożałował tego, jak tylko zobaczył ból w oczach
tancerki.
- Nie znasz mnie, to nie oceniaj.
- Przepraszam – spuścił wzrok.
- Nie udawaj.
- Naprawdę
Is – wyciągnął rękę, by złapać ją za dłoń, jednak w ostatniej chwili się
zreflektował i przeczesał palcami włosy.
- Dziadek tak na mnie mówi - uśmiechnęła się delikatnie – To dla niego
tańczę i chce wygrać w tym konkursie.
- On nie żyje, tak?
- Jeszcze nie. Dziadek jest chory i z każdym dniem
jest coraz gorzej. Potrzebuję pieniędzy na leki dla niego i by naprawić domek,
dach nam przecieka. Pensja z hotelu starcza tylko na bieżące wydatki i lekarstwa –
Isabelle wyrzuciła z siebie wszystko na jednym oddechu.
- Przepraszam, nie wiedziałem.
- Nie mogłeś – westchnęła z bólem.
Niewiele myśląc Cesc przysunął się do niej i objął
mocno. Isabelle zawahała się, jednak poddała jego silnym ramionom. Wtuliła się
i ułożyła głowę w zagłębieniu jego szyi. Pasowała idealnie, jakby stworzona do
tego, by być przy Cescu. Tym dotykiem chciał pokazać tancerce, że jest przy
niej, że nie ma jej za złe tego, jak go wcześniej potraktowała. Miała ciężkie
życie i on to rozumiał.
- Musisz kochać dziadka – powiedział, kiedy w końcu
się od niego oderwała.
- Najmocniej na świecie, to moja jedyna rodzina –
Isabelle zamilkła na chwilę – Przepraszam za to, jak cię potraktowałam. Nie
powinnam była.
- Spokojnie, nic się nie stało – uśmiechnął się do
niej.
- Wiesz co? Przez to wszystko nawet nie wiem, jak
masz na imię.
- Jestem Cesc – wyciągnął prawą dłoń w stronę
tancerki.
- Isabelle, ale mów do mnie Is – uścisnęła jego
rękę. W chwili zetknięcia się ich dłoni przeszedł ją przyjemny dreszcz.
- Cała przyjemność po mojej stronie – piłkarz szarmancko
uchylił niewidzialnego kapelusza, a ona się zaśmiała. Muzyka dla jego uszu. Czuł,
że między nimi nawiązała się nić porozumienia. Teraz będzie już tylko lepiej –
Pomogę ci.
- Słucham?
- Nie masz partnera, więc zatańczę z tobą w tym
konkursie. Pomogę ci wygrać. Razem zdobędziemy te pieniądze.
- Nie Cesc, nie ma mowy.
- Ale dlaczego?
Isabelle podniosła się z parkietu.
- Koniec tego gadania, zapłaciłeś w końcu za lekcje
tańca. Masz może ochotę na sambę?
*
Isabelle siedziała wieczorem przy stole w kuchni i
przesuwała z zamyśleniem widelcem po talerzu pełnym zapiekanki makaronowej. Od rana
nie potrafiła zapomnieć o słowach Cesca. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego
chciał jej pomóc. Ona zachowała się strasznie, potraktowała go niczym
najgorszego, niczym największe zło na świecie, a on mimo tego wszystkiego
wyciągnął w jej stronę pomocną dłoń. Isabelle jednak nie potrafiła jej przyjąć.
Miałaby zbyt wielkie wyrzuty sumienia, nie potrafiłaby mu spojrzeć w oczy. Po tych
jej dwóch wybuchach i tak już było jej dostatecznie ciężko, tym bardziej że
przystojny Hiszpan był dla niej taki miły.
- Is, nie smakuje ci? – przerwał jej rozmyślania
dziadek.
- Jest pyszne – uśmiechnęła się blado i wpakowała
do ust rurkę makaronu – Zamyśliłam się po prostu.
- Stało się coś?
- Nie – spuściła wzrok na talerz.
- Przecież widzę – dziadek nie dawał za wygraną.
- Zachowałam się jak idiotka.
- Czyli? – dziadek odłożył książkę na stół i zdjął
z nosa okulary. Zapowiadała się długa rozmowa.
- Na moje zajęcia chodzi taki Hiszpan. Przyjechał
do hotelu razem z siostrą. To właśnie z nią Matt chce zatańczyć w konkursie –
westchnęła – A ja… ja oskarżyłam Cesca o wszystko…że to jego wina – głos się jej
załamał – Naskoczyłam na niego strasznie. Dwa razy. Ale ja po prostu chciałam
wygrać ten konkurs – jęknęła.
- Rozumiem – dziadek powiedział powoli – I co
teraz? Przeprosiłaś go?
- Tak. On nie wiem z jakiego powodu chyba mnie…lubi
– Isabelle zarumieniła się wymawiając ostatnie słowo – Wykupił dzisiaj lekcje
ze mną na cały dzień. Cały dzień, rozumiesz?
- Wybaczył ci?
- Chyba tak. Wiesz, opowiedziałam mu o wszystkim. Dlaczego
tak wybuchłam, dlaczego chciałam wygrać. Wydaje mi się, że mnie zrozumiał.
- Więc dlaczego się martwisz?
Isabelle przeczesała swoje włosy. Właśnie, dlaczego
się martwiła i nie mogła wyrzucić go z pamięci?
- Jest coś jeszcze. Kiedy powiedziałam mu, że nie
mam partnera, Cesc zaproponował mi, że ze mną zatańczy. A ja odmówiłam – dodała
po chwili cicho.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Ja po prostu nie potrafię mu spojrzeć w
oczy. Nadal pamiętam, jak na niego naskoczyłam i wiem, że on też pamięta. Głupio
mi strasznie z tego powodu – spuściła wzrok.
- Lubisz go? – znienacka zapytał ją dziadek.
- Czy go lubię?
- Tak,
pytałem się, czy go lubisz.
- Nie wiem, jest inny niż wszyscy, którzy
przychodzili na zajęcia ze mną.
- Is, nie o to mi chodziło. Lubisz go?
Is zamilkła na chwilę. Przypomniała sobie Cesca z
całą dokładnością. Jego czekoladowe oczy. Jego lekko zachrypnięty głos i
zaraźliwy śmiech. Jego silne ramionach, w których tak dobrze się jej tańczyło. Jego
poczucie humoru. To, jaki był zdeterminowany. Jaki był opiekuńczy, co wynikało
z rozmowy o tym, jak bardzo kochał swoją siostrę. To, że chciał jej pomóc, choć
wcale jej nie znał, a ona potraktowała go okropnie. To jak jego uśmiech
sprawiał, że miękły jej kolana. Chyba ją pociągał. Chyba...chyba w jakimś
stopniu go lubiła. Był inny niż wszyscy mężczyźni, których poznała dotychczas.
- Tak, lubię go – powiedziała cicho do swojego
talerza – Lubię go – powiedziała na głos pewnym głosem.
- No to w czym problem? Pozwól mu sobie pomóc.
- Myślisz, że to dobry pomysł? – Isabelle nadal
uważała, że nie będzie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Nawet mimo tego, że w
jakimś tam stopniu przyciągało go do niej.
- Najlepszy Is – dziadek uśmiechnął się do niej.
Sięgnęła po swoją torebkę i wygrzebała z niej
świstek papieru, na którym Cesc nabazgrał jej swój numer telefonu. Na wszelki wypadek, jak powiedział z
uśmiechem na koniec całego dnia zajęć. Wklepała drżącymi dłońmi numer i pod
bacznym spojrzeniem dziadka nacisnęła zieloną słuchawkę. W głębi duszy modliła się,
by odebrał.
- Halo? – usłyszała go i zdenerwowała się jeszcze bardziej. Nie potrafiła odnaleźć w sobie głosu – Halo?
- Cesc? To ja, Is – w końcu udało się jej wykrztusić.
- Isabelle! Nie spodziewałem się.
- Nie przeszkadzam?
- Oczywiście, że nie. Stało się coś?
- Chciałam się zapytać…. – głos znowu uwiązł jej w gardle.
- Tak? Is, jesteś tam?
- Tak, przepraszam. Ja…chciałam się zapytać, czy twoja propozycja jest nadal aktualna.
- Moja propozycja… - zamyślił się – Ah, moja propozycja!
- Cesc, zatańczysz ze mną w tym konkursie? Proszę cię.
- Oczywiście! Z największą przyjemnością.
- Tylko że…
- Tak?
- Co z próbami?
- O nic się nie martw. Wiem, że mamy dużo pracy, dlatego wykupię wszystkie prywatne lekcje u ciebie.
- Cesc, nie możesz!
- Dlaczego nie?
- No bo…
- No właśnie, brak ci argumentów. Od jutra będziesz skazana tylko na mnie.
- To nie będzie kara..
- Teraz tak mówisz – zaśmiał się – Wiesz co, muszę kończyć bo Carlota przyszła. Do zobaczenia jutro, Isabelle.
- Cesc poczekaj!
- Tak?
- Dziękuję ci – Isabelle wyszeptała cicho i rozłączyła się.
Ponownie miała
partnera! Nie wierzyła w to, ale na nowo wchodziła do gry. Ma jeszcze szanse na
to, by wygrać i zdobyć te pieniądze. A wszystko to za sprawą kogoś, kogo tak
strasznie potraktowała. Nie miała pojęcia jak odwdzięczy się Cescowi. Jeśli
wszystko się uda, będzie mu winna bardzo wiele. Musi wygrać i przy okazji nie
może się w nim zakochać. Co z tego, że chyba go lubi. Są z dwóch różnych
światów.
~~~~~~~~
Dobrze, że ten rozdział taki długi, bo kolejny Was rozczaruje.
W końcu jest między nimi trochę lepiej, co? Kiedyś musiało być, bo do końca jeszcze dwa rozdziały.
Mam nadzieję, że się podobało.
PS. Są postępy w powstawaniu rozdziału na bloga mojego i Minizy.
~~~~~~~~
Dobrze, że ten rozdział taki długi, bo kolejny Was rozczaruje.
W końcu jest między nimi trochę lepiej, co? Kiedyś musiało być, bo do końca jeszcze dwa rozdziały.
Mam nadzieję, że się podobało.
PS. Są postępy w powstawaniu rozdziału na bloga mojego i Minizy.