Cesc wyszedł z domu Isabelle nad ranem i wrócił do hotelu. Wolał nie stawiać tancerki w krępującej sytuacji, jaka zazwyczaj była, kiedy nocni kochankowie budzili się obok siebie w jednym łóżku. Cesc wiedział jak to jest i jak bardzo krępująca jest ta pobudka. Ponadto nie chciał sobie sprawiać przykrości. A co jeśli nagły wybuch uczuć Isabelle był tylko chwilowy? A co jeśli ona tak naprawdę chciała po prostu spędzić przyjemną noc? A co jeśli on dla niej nic nie znaczył? Nie zniósłby tego, gdyby jego obawy okazały się prawdą. Dlatego wolał wrócić do siebie zanim jego ukochana się obudziła.
Piłkarz zszedł do hotelowej recepcji i odebrał przy kontuarze kluczyki do zarezerwowanego wcześniej samochodu. Wrzucił torbę z rzeczami potrzebnymi do przygotowania się przed konkursem na tylne siedzenie pojazdu i ruszył w krótką drogę do domku Isabelle. Razem mieli pojechać do znajdującego się na drugim końcu wyspy hotelu, gdzie organizowane było najważniejsze wydarzenie tych wakacji. Stresował się i nawet liczenie głębokich oddechów nie pomagało mu się uspokoić. Nic dziwnego, najlepsze było do tego bieganie, jednak dzisiaj z wiadomych względów nie miał na to czasu. Cesc nie wiedział nawet dlaczego się denerwował. Przed konkursem? Bo bał się, że to z jego winy coś pójdzie nie tak. A może dlatego, że bał się spotkania z Is po tym, co się wczoraj między nimi wydarzyło? Nie darowałby sobie, gdyby ta wspólna noc zmieniła wszystko w ich kontaktach.. Z drugiej strony gdyby Isabelle go teraz znienawidziła, nie długo by musiał to znosić. Jutro razem z Carlotą wracają do Hiszpanii, a jego potem czeka jeszcze lot do Londynu. Złamane serce by miał, jednak rzuci się w wir meczy w Chelsea i będzie próbował o niej zapomnieć. Jak nie ta, to inna. Podobno... Kiedyś jeszcze wierzył w taką zasadę, jednak po spotkaniu Isabelle zaczął w nią wątpić. Jak mógłby zastąpić piękną tancerkę, którą darzył uczuciem? Tym bardziej teraz, gdy poznał smak jej ust?
Pełen obaw zatrzymał się na poboczu pod jej domem i nacisnął kilka razy klakson. Nie potrafił zdobyć się na to, by wyjść i zapukać do drzwi. Oparł głowę o kierownicę i czekał. Jeszcze chwila i być może będzie wiedział na czym stoi.
Isabelle zatrzasnęła drzwi wejściowe i ruszyła w stronę samochodu. Gdy zobaczyła przez szybę Cesca, wróciły do niej wspomnienia wczorajszej nocy. Jego dłonie, jego pocałunki, aż wreszcie... Nie wierzyła, że mogła być aż tak nieprofesjonalna. Jeszcze nigdy nie połączyła życia osobistego z pracą. Była na siebie wściekła, że dała się ponieść chwili, pożądaniu, bo przecież nie uczuciu, prawda? Z drugiej jednak strony nie mogła być na siebie zła, kto by się oparł komuś takiemu jak Cesc Fabregas?
Isabelle dotarła w końcu do samochodu piłkarza. Powoli wrzuciła swoją torbę do bagażnika, jednak nie mogła już dłużej unikać tej chwili, więc w końcu otworzyła drzwiczki i zajęła miejsce na fotelu pasażera.
- Cześć - rzuciła nawet nie patrząc na piłkarza. Nie potrafiła zmierzyć się z tym, co wydarzyło się w nocy.
- Dzień dobry - jego głosie zabrakło radości. A gdzie delikatne spojrzenie spod rzęs, a gdzie uśmiech skierowany w jego stronę? Jego obawy się spełniły, dla tancerki ich wspólna noc nic nie znaczyła. Zabolało go serce, ale nie miał zamiaru jej tego pokazywać. Pomoże jej wygrać ten konkurs, a potem zniknie z jej życia. Tak będzie najlepiej.
Przekręcił kluczyk w stacyjce i szykował się do odjazdu, gdy drobna dłoń Isabelle znalazła się na jego udzie.
- Cesc musimy porozmawiać - jak on nie lubił takich słów. Cóż, ale teraz też na nie czekał, a może jednak...jednak to nie była pomyłka? - Musimy porozmawiać o wczorajszej nocy - dodała już pewniejszym tonem.
- Wiem - oderwał spojrzenie od kierownicy i przeniósł je na tancerkę. Ich tęczówki się spotkały. Tak, kochał ją nad życie - Ja....
- To było nieporozumienie - przerwała mu dziewczyna, a jego serce prawie zatrzymało bieg - Daliśmy się ponieść chwili. To się nie może powtórzyć, Cesc. Nie sypiam z ludźmi, z którymi tańczę.
- Od jutra już nie będziemy razem tańczyć, Is - powiedział cicho, choć sam nie wierzył w to, co mówi.
- Nie sypiam też z gośćmi - każde jej kolejne zdanie sprawiało, że jego serce rozdzierało się na coraz mniejsze kawałeczki.
- Od jutra nim nie będę - rzucił w stronę okna.
- Cesc zrozum, że to było nieprofesjonalne - głos się jej załamał - I nie może się więcej powtórzyć.
- Jasne, zrozumiałem za pierwszym razem.
Zacisnął dłonie mocno na kierownicy. Gdyby ją puścił, nie mógłby opanować ich drżenia. Czyli miał rację...dla niej to nic nie znaczyło. Mimo tego, że nie darzyła go uczuciem, pomoże jej. Przecież nie przestanie jej kochać, tylko dlatego, że ona nie kocha jego. Gdyby to było takie łatwe...
Gdy samochód ruszył, odważyła się w końcu spojrzeć na Cesca. Cały był spięty. Wiedziała, że dobrze zrobiła, nie mogli przecież ze sobą sypiać, dlaczego jednak patrząc na piłkarza, wewnątrz siebie czuła tak ogromny smutek?
*
Cesc uśmiechał się szeroko i nie mógł oderwać wzroku od Isabelle. Stała wśród tych wszystkich ludzi obecnych na konkursie i przyjmowała gratulacje. Wygrali, udało się im tak, jak to przypuszczał. Musieli wygrać. Cesc tańczył z nią właściwie to tylko dla tej chwili, by móc zobaczyć, jaka jest szczęśliwa. Isabelle zasługiwała na tę nagrodę i rozpierała go wewnętrzna duma, że w jakiś sposób pomógł jej osiągnąć sukces. Była taka cudowna. Isabelle, jego ukochana. Isabelle, która go nie kochała. Nigdy jej nie zapomni. Nawet gdy wróci do Londynu, a wokół niego znowu będą pojawiać się kolejne modelki i inne kobiety ze świata show biznesu. Żadna nie będzie takk idealna jak ona. Jedyna na świecie i niepowtarzalna. A on...on nie mógł jej mieć. Chciał ją całować na powitanie i na dobranoc, być przy niej w najważniejszych momentach jej życia, budzić się przy niej i zasypiać, obserwować jak tańczy, całować by poprawić jej humor. Po prostu być przy niej na dobre i na złe, na zawsze. Jednak nie było mu to dane. Jego serce chciało rozpaść się na milion maleńkich kawałeczków, ale nie potrafiło, przecież miało dla kogo bić. Dla Isabelle.
Czekał aż w końcu będzie mógł do niej podejść i porozmawiać. Kiedy tańczyli, podjął decyzję. Nie mógł dłużej ukrywać swoich uczuć, musiał jej powiedzieć, że jest najważniejszą kobietą w jego życiu. Wiedział, że zostanie odrzucony, jednak nie miało to dla niego większego znaczenia. Liczyło się dla niego tylko to, że już nie będzie ukrywał przed Is swoich uczuć.
Podszedł do tancerki i złapał ją za łokieć obracając w swoją stronę.
- Cesc, wystraszyłeś mnie! - Isabelle spojrzała na piłkarza z wyrzutem, ale prawie od razu na jej ustach pojawił się uśmiech. Zarzuciła mu ręce na szyję i ponownie tego dnia wykrzyknęła - Wygraliśmy!
- Wiem - jego serce zalała fala ciepłych uczuć. Jak mógłby jej nie kochać? Schował twarz w jej włosach i wdychał zapach kokosowego szamponu do włosów. Kto wie czy nie po raz ostatni - Is, możemy pogadać?
- Jasne, w samochodzie będzie dużo czasu.
- Proszę cię, chciałbym teraz.
Wyraz jego oczu sprawił, że tancerka zaczęła się zastanawiać, o co może mu chodzić. Miała wielką nadzieję, że nie powróci do tego, co wydarzyło się między nimi w nocy. Nie chciała o tym rozmawiać, nie teraz, kiedy jeszcze nie przemyślała sobie tego do końca. Nie teraz, kiedy powinna cieszyć się z wygranej i z faktu, że będzie miała za co naprawić domek.
- To coś ważnego?
Pokiwał głową i ruszył w stronę tarasu. Westchnęła i niechętnie poszła za nim. Niech ma już to z głowy.
- Cesc, tylko błagam, nie wracaj do tego, co było między nami w nocy. Ustaliliśmy, że to zamknięty temat.
- Kocham cię - tak po prostu. Już. Powiedział jej. To wcale nie było takie straszne, jak sobie wyobrażał. Dwa słowa, ale o jak wielkiej mocy.
Isabelle spojrzała na niego zaskoczona. Jak to ją kochał? Chyba musiała się przesłyszeć.
- Kocham cię Isabelle - powtórzył.
Dobrze, że opierała się plecami o balustradę, bo nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Wcale się nie przesłyszała, naprawdę powiedział te dwa słowa, które do tego momentu kierował do niej tylko dziadek i rodzice. Cesc ją kochał. Ktoś taki jak on kochał zwykłą tancerkę mieszkającą na Hawajach. Nie mogła w to uwierzyć. Słysząc te słowa w jej sercu coś drgnęło. Jakby dopiero teraz zrozumiała, co tak naprawdę czuła. I to właśnie ta świadomość tak ją przeraziła.
- Is kocham cię - Cesc powtórzył to po raz kolejny, tym razem coraz pewniej - Nie chcę, żeby to był nasz koniec. To nie musi być nasz koniec! Boże Is, wyjedź ze mną do Londynu!
Jakaś część niej chciała to zrobić, bo czuła to samo, co on. Jednak ta bardziej praktyczna część jej natury wiedziała, że nie może tego zrobić. Nie może zostawić dziadka, nie może uciec z Cesciem, nie ważne, co do niego czuła. Musiała tu zostać.
Isabelle nie potrafiła wykrztusić słowa. Jeśliby otworzyła usta, zaczęłaby płakać. Zrozumiała w końcu, że też go kocha ale nie mogą być razem. Zrobiła pierwsze, co przyszło jej do głowy i wydało się najlepsze. Odwróciła się na pięcie i uciekła, zostawiając Cesca samego.
*
Isabelle przez całą noc nie mogła zmrużyć oka. Cały czas odtwarzała w głowie wczorajszą noc, a także sytuację, która miała miejsce po konkursie. Przewracała się z boku na bok próbując zapomnieć o słowach Cesca. Kochał ją. Nie była tylko chwilowym romansem, dziewczyną, którą można zaliczyć i zostawić nie licząc się z jej uczuciami. Cesc ją kochał. Nie mogła uwierzyć w to, że ktoś taki jak on mógł spojrzeć na nią. Zwykłą tancerkę mieszkającą na Hawajach. On, wielki piłkarz reprezentacji Hiszpanii, Arsenalu, FC Barcelony, a teraz Chelsea i ona. To było tak nierealne, a jednak prawdziwe. Kochał ją.
Długo nie chciała się do tego przyznać, ale w końcu musiała. Isabelle też kochała Cesca. Choć wiedziała, że nie może obdarzyć uczuciem osoby, z którą tańczyła, bo to profesjonalne, to zakochała się w piłkarzu. Był ucieleśnieniem jej marzeń. Przy nim czuła się niczym księżniczka. Sprawiał, że uśmiech nie schodził jej z twarzy. Rozumiał ją tak jak nikt inny wcześniej. Kochał ją tak samo mocno, jak ona jego. A Is chciała mu teraz pozwolić odejść. Bez pożegnania. Bez usłyszenia, że czuje to samo.
Isabelle zerwała się z łóżka i nie patrząc na to, co ma na sobie i jak wygląda, wybiegła z mieszkania. Musiała się śpieszyć, jeśli chciała zdążyć przed jego wyjazdem. Biegła do hotelu, ile jej tylko sił starczyło. Miała wielką nadzieję, że zdąży. Nie przeżyłaby, gdyby Cesc już wyjechał.
Wpadła do holu i zatrzymała się zdyszana. Rozejrzała w około, jednak nigdzie nie widziała Hiszpana. Przy kontuarze recepcji dostrzegła za to długie ciemne włosy, które z pewnością musiały należeć do jego siostry. Podeszła do niej i zapytała niepewnie:
- Carlota?
Dziewczyna obróciła się powoli i zmierzyła ją spojrzeniem od góry do dołu.
- O, to ty - ton jej głosu był zimny niczym lód. Isabelle aż wzdrygnęła się. Więc ona już wie. Cesc na pewno jej powiedział, jak go potraktowała.
- Powiesz mi, gdzie jest Cesc? - spytała drżącym głosem.
- Raczej nie.
- Carlota proszę cię! To bardzo ważne.
- Ważne jest to, co on czuje. Złamałaś mu serce. O jeden raz za dużo.
- Ja... ja... - Is nie wiedziała, co ma powiedzieć. Carlota miała rację. Wszystko zepsuła tą swoją wczorajszą ucieczką.
- Isabelle - usłyszała nagle za plecami głos piłkarza.
- Cesc - odwróciła się i spojrzała w te jego czekoladowe oczy - Ja... chciałam się pożegnać...Cesc... ja...
- Do widzenia - powiedział sztywno. Co niby innego miał powiedzieć? Nie chciała go. Musiał się pożegnać z honorem, nie mógł pokazać, jak bardzo jego serce krwawi.
- Cescy to nie tak! -podeszła do niego i wzięła go za rękę - Ja...ja cię kocham.
Udało się. Powiedziała mu, co czuję i spłonęła przy tym wielkim rumieńcem. Już wie, że nie jest w tym uczuciu osamotniony. Oboje się kochają.
- Kochasz mnie? - zapytał z niedowierzaniem, a ona delikatnie pokiwała głową.
Nie obchodząc się tym, co pomyślą sobie ci wszyscy ludzie zgromadzeni w holu, wziął tancerkę w ramiona i złożył na jej ustach czuły pocałunek. Kocha go! To była najlepsza wiadomość, jaką w życiu usłyszał. Gdy w końcu się od siebie oderwali, z jego twarzy nie schodził szeroki uśmiech. Nie wypuszczając jej z ramion, rozejrzał się wokół.
- Is skarbie, a gdzie twoja walizka?
- Jaka walizka?
- Nie jedziesz ze mną do Londynu?
- Cescy nie mogę - głos się jej załamał, a w oczach pojawiły pierwsze łzy - Nie zostawię dziadka.
- Ale...ale przecież mnie kochasz ... - jakby to cokolwiek mogło zmienić. Smutek w jego oczach był porażający. Zdobył ją tylko po to, by zaraz utracić. To nie tak miało być.
- Kocham cię najmocniej na świecie - uśmiechnęła się lekko przez łzy - I nigdy nie przestanę. Ale nie mogę go zostawić, nie teraz, gdy jest chory. Przecież wiesz jak jest.
- Wiem - westchnął i schował twarz w jej włosach. Po dłuższej chwili oderwał się od niej i spojrzał w oczy, te najpiękniejsze na świecie, te, które powinny być pierwszym, co zobaczy każdego ranka - Is, czyli to pożegnanie?
- Przepraszam Cesc.
- Kocham cię - starł kciukiem łzy z jej policzka i pocałował po raz ostatni.
- Ja ciebie też. Na zawsze.
Objął ją i przejechał dłońmi po całym jej ciele chcąc zapamiętać ją na zawsze. Isabelle, jego ukochana. Nigdy o niej nie zapomni. Nie potrafił wykrztusić słów pożegnania. Nie potrafił i nie chciał. Wziął swoją walizkę w dłoń i ruszył do wyjścia z hotelu. Nie mógł na nią spojrzeć. Nie chciał pamiętać jej takiej zapłakanej. Chciał na zawsze mieć przed oczami zatraconą w muzyce z błogim uśmiechem na twarzy Isabelle.
- Te quiero Isabelle - wyszeptał do siebie, gdy opuszczał hotel.
- I love you Cescy - powiedziała przez łzy, gdy zniknął z holu.
Została sama. Z dziadkiem, ale jednak sama. Para siempre.
Był z siostrą i jej chłopakiem, ale jednak sam. Forever.
~~~~~~~~~~
Udało mi się napisać. W końcu. Aż nie wierzę w to, jak ciężko było mi na to znaleźć czas ;o
Dobrze, że ten blog zbliża się do końca, bo z każdym rozdziałem coraz mniej komentarzy, więc chyba się nie podobało.
Do zobaczenia na epilogu i blogu o Gerardzie Deulofeu, który znowu został wypożyczony nie wiem po jaką cholerę ;/
Anyway, jestem zadowolona z końcówki.