Isabelle wysiadła z taksówki pod Stamford Bridge i skierowała się w stronę osłoniętego wejścia przeznaczonego dla VIPów. Carlota załatwiła jej wejściówkę pod pretekstem odwiedzenia brata w Londynie. Tancerka bez żadnych problemów weszła na stadion i kierując się wskazówkami Hiszpanki zaczęła szukać szatni piłkarzy Chelsea.
Od pożegnania z Cesciem minął prawie rok, a od śmierci dziadka sześć miesięcy. Dlaczego dopiero teraz postanowiła pojawić się w Londynie? Potrzebowała czasu, by się pozbierać i zebrać na odwagę. Najpierw opłakiwała utraconą miłość piłkarza, a kiedy przestała, łzy leciały na nowo, tym razem z powodu pogrzebu dziadka. Potem nie potrafiła zebrać się w sobie i odezwać do Hiszpana. Wiele razy patrzyła już na jego numer na wyświetlaczu, lecz nie potrafiła nacisnąć zielonej słuchawki. Po prostu się bała. A co jeśli on jej już nie kocha? Jeśli ma inną? Jeśli jego "kocham cię" tak naprawdę nic nie znaczyło? Dopiero Matt rozmawiając z nią miesiąc temu pomiędzy opowiadaniem jak bardzo kocha Carlotę, a tym jak mu się podoba w Barcelonie, wtrącił, że Cesc jest smutny i nadal nie pozbierał się po rozstaniu z nią. Pozamykała wszystkie niedokończone sprawy na Hawajach, spakowała walizkę i wsiadła w samolot do Londynu. Postawiła wszystko na jedną kartę, musiała o nich zawalczyć. Tak jak rok temu w wakacje zrobił to Hiszpan. Dopiero w samolocie zdała sobie jednak sprawę, że nie potrafi się z nim spotkać. Bała się swoich uczuć i tego, co może się wydarzyć. Carlota poradziła jej wycieczkę na stadion i zobaczenie piłkarza w akcji - przyda mu się wsparcie.
Is stanęła przed szatnią i próbowała nie zwracać uwagi na zainteresowane spojrzenia rzucane w jej stronę przez wychodzących piłkarzy. Czekała na tego jedynego. W końcu pojawił się i on. Z wzrokiem spuszczonym na podłogę, minął ją bez słowa. Początkowo Isabelle nie zareagowała, tak bardzo ucieszyła się, że znowu go widzi.
- Cesc! - obróciła się i zawołała za nim - Cesc poczekaj!
Zatrzymał się i zamknął oczy. Wydawało mu się, że słyszy głos Isabelle. Nie, to niemożliwe. Pożegnali się na Hawajach prawie rok temu. Jego mózg znowu płata figle. Oh, jak bardzo za nią tęskni.
- Cesc, to ja - Is podeszła do niego i złapała za dłoń. Jak jej tego brakowało. W chwili, gdy ich palce się spotkały, przez jej ciało rozeszło się przyjemne ciepło. Była na swoim miejscu, u jego boku.
- Is....Isabelle... - piłkarz spojrzał na nią oniemiały. Kiedy dotarło do niego, że tancerka naprawdę jest obok niego roześmiał się szczęśliwy i wziął mocno w objęcia. Dłońmi delikatnie dotknął jej twarzy, ramion,talii, linii ust, włosów. Tak, to naprawdę ona - Boże Isabelle!
Obkręcił ją w kółko i postawił na ziemi tylko po to, by złożyć na jej ustach czuły pocałunek. Tak bardzo za nią tęsknił. Teraz, nie wypuści jej ze swoich ramion, nie rozstanie się z nią nigdy więcej.
- Ja też tęskniłam - na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Nie ukrywała, jaka jest szczęśliwa, że znowu go widzi.
- Is, a...?
- Pół roku temu - powiedziała cicho. Cesc nie musiał kończyć pytania, wiedziała, o co mu chodzi. Nie chciała jednak wracać do tego, wolała cieszyć się towarzystwem piłkarza.
- Tak mi przykro kochanie - ponownie wziął ją w objęcia.
- To nic - wyszeptała wtulona w jego ramię.
- Muszę biec na mecz, ale nigdzie mi stąd nie uciekaj! - puścił ją i ruszył za znikającymi kolegami z drużyny.
- Nie ruszam się już stąd! - uśmiechnęła się do niego - Cescy?
- Hm? - odwrócił się.
- Strzel dla mnie bramkę, co?
Podbiegł jeszcze do niej i pocałował.
- Nawet dwie skarbie - wyszeptał jej jeszcze do ucha.
KONIEC
~~~~~~~~
Tak bardzo chciałam zakończyć to opowiadanie źle, ale nie miałam pomysłu jak ;c A poza tym Izusia by mnie zabiła ;c Także mamy szczęśliwe zakończenie, Cesc kocha Is, Is kocha Cesca, będą żyli długo i szczęśliwie.
Dziękuję wszystkim, którzy czytali i komentowali to opowiadanie. Naprawdę dużo to dla mnie znaczyło.
Izunia, mam nadzieję, że Ci się podobało. To dla Ciebie misiu ;*
Zapraszam Was teraz na opowiadanie o Gerardzie Deulofeu.